Góry to dla kina wymarzony motyw przewodni. Ich monumentalne piękno gwarantuje zapierające dech w piersiach zdjęcia, naturalna scenografia nie wymaga wręcz interwencji, a kryjąca się w nich tajemnica otwiera szereg możliwości fabularnych i gatunkowych. Przede wszystkim jednak góry niosą za sobą emocje, pozwalające opowiedzieć w ich przestrzeni historię, która porusza, chwyta za gardło i skłania do refleksji nad własnym życiem i wartościami, które go budują.
Filmy podejmujące tematykę górskiej wspinaczki cieszą się od lat ogromną popularnością. Jest w historiach wspinaczy coś, co sprawia, że nawet nie rozumiejąc ich motywów, szanujemy ich wybory i kibicujemy w drodze do spełnienia marzeń o zdobyciu kolejnych szczytów. Wspinaczka to przekraczanie siebie, swoich słabości i ograniczeń. Śledząc jej etapy z własnej strefy komfortu możemy nie raz zastanowić się nad swoim życiem, zadać sobie pytania, na które odpowiedzi nigdy nie musieliśmy szukać. To ogromna wartość i przyjemność, nawet gdy filmy te - a najczęściej właśnie tak bywa - kończą się tragicznie.
Choć pierwsze filmy o tematyce górskiej wspinaczki powstały już w latach 20. XX wieku (za sprawą niemieckiego reżysera, a prywatnie zapalonego alpinisty Arnolda Fancka), tworząc cały, nowy nurt w kinie (Bergfilme), a i w połowie wieku pojawiło się kilka interesujących górskich fikcji, prawdziwy urodzaj produkcji pokazujących zmagania wspinaczy z górami to dopiero lata 90. i początek XXI wieku. To zasługa rozwoju mediów (szczególnie cyfrowych), dzięki którym filmowcy zyskali nowy, pokaźny materiał w postaci dokumentacji, często w formie wideo, pierwszych wypraw na najważniejsze górskie szczyty. To zresztą właśnie autentyczne historie górskich ekspedycji służyły najczęściej za kanwę filmowych fabuł, przybierając formę dramatu, dokumentu lub dokumentalizowanego dramatu, podejmującego próbę rekonstrukcji słynnej wyprawy. Ale są wśród nich także klasyczne fikcje, które można czytać wyłącznie w kategoriach czystej rozrywki. Bez względu jednak na perspektywę ich narracji, w centrum tych filmów zawsze są góry i zmagania, jakie podejmują w ich przestrzeni górscy wspinacze. Oto najważniejsze filmy o górskiej wspinaczce, których nie sposób pominąć podczas odkrywania tego nurtu w kinie.
Zestawienie nie zawiera filmów krótkometrażowych oraz dokumentów.
Krzyk kamienia (1991)
Film Wernera Herzoga opowiada o rywalizacji dwóch wspinaczy, Martina i Rocci, którzy podejmują próbę zdobycia andyjskiego szczytu Cerro Torre. Historia nawiązuje do losów Cesare Maestri i Toniego Eggera, którzy w 1959 roku wspięli się na szczyt, jednak do dziś podejście to jest mocno kwestionowane. W filmie panowie tworzą niezbyt zgrany duet - zwyczajnie się nie lubią, a wspinaczka jest efektem zakładu, jaki poczynili na wizji. Ich wyprawa jest więc pełna napięcia, emocji i... medialnego szumu. Konflikt zresztą dominuje w warstwie fabularnej, przysłaniając niejednokrotnie nie tylko góry, ale także wagę spotkania z nimi bohaterów, przez co dziś żałuje się nieco potencjału, jaki zmarnował i odbiera bardziej w kategoriach telewizyjnej, nieudolnej przygody niż pełnokrwistego dramatu psychologicznego. A w ramach ciekawostki warto wiedzieć, że w roli Martina w filmie wystąpił prawdziwy wspinacz, Niemiec czeskiego pochodzenia, Stefan Glowacz.
K2 (1991)
Dla większości fanów kina górskiego to absolutny klasyk i choć moim zdaniem nie wytrzymuje próby czasu, na początku lat 90. faktycznie mógł robić wrażenie i był sporym osiągnięciem gatunku. K2 to fikcyjna historia dwóch przyjaciół, prokuratora Brooksa i fizyka Jamesona, pasjonatów górskiej wspinaczki, którzy dołączają do zorganizowanej wyprawy i wspinają się na najwyższy szczyt Karakorum. Zimą, co jak wiadomo, do tej pory nikomu się nie udało. Trudne warunki atmosferyczne, piętrzące się przeszkody i postępujące osłabienie skutecznie przeszkadzają śmiałkom w realizacji celu. Finał mocno odstaje od innych filmów gatunku, warto zobaczyć, dlaczego.
Na krawędzi (1993)
Sylvester Stallone, tym razem w roli ratownika górskiego, wpada w sidła... terrorystów. Tak, w Na krawędzi to nie góry są głównym przeciwnikiem dobrych bohaterów, a szajka oszustów, których samolot - podczas ryzykownej akcji odbicia walizek z pieniędzmi - rozbija się w Górach Skalistych. Klasyczny akcyjniak z lat 90. to soczysta produkcja pełna szalonych i totalnie nieprawdopodobnych zwrotów akcji, z których strzelający z karabinu nad przepaścią terrorysta i skaczący po skałach w samym podkoszulku Stallone to tylko przystawka. Pure joy.
Granice wytrzymałości (2000)
A to przykład filmu, którego twórcy czerpią pełnymi garściami z motywów głównych gatunku, ale zapominają o jakiekolwiek skali prawdopodobieństwa zdarzeń. Jest tu wszystko: rodzinny dramat, zorganizowana ekspedycja, bohaterowie z różnorodnymi motywacjami wspięcia się na górę (K2), w tym obowiązkowy paskudny i bezkompromisowy szwarccharakter, cała masa rozwiązań fabularnych zakrawających o absurd, ale nieodmiennie (i co chwilę) łapiących za gardło (scen zawiśnięcia nad przepaścią jest tu bez liku), mnóstwo emocji, dylematów i spektakularnych, widowiskowych scen. Ogląda się bardzo dobrze, choć i zabawy przy tym nie brakuje. Natomiast zdecydowaną zaletą filmu jest pokazanie po raz pierwszy na taką skalę problemu komercjalizacji ekspedycji górskich i możliwych tego konsekwencji. Tu jeszcze w ramach fikcji, ale jak pokażą późniejsze filmy, w tym głośny Everest, kino czerpie z życia więcej niż nam się wydaje. A, i ciekawostka: w filmie gra Izabella Scorupco.
Czekając na Joe (2003)
Mój absolutny numer 1 wśród filmów o tematyce górskiej wspinaczki. Nieprawdopodobna (a jednak prawdziwa) historia Joe Simpsona, który podczas wspinaczki wraz ze swoim kompanem, Simonem Yatesem, na Siula Grande w Andach peruwiańskich wskutek nieszczęśliwego wypadku łamie nogę i... Jeśli nie znacie losów wspinacza, to nic więcej nie powiem, bo ten dramat ogląda się z zapartym tchem i wytrzeszczonymi oczami, że coś takiego mogło się wydarzyć. Czekając na Joe to doskonale zrealizowana dokumentalizowana rekonstrukcja wyprawy, która chwyta za gardło, porusza i zadaje mnóstwo inspirujących pytań. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych tematyką - w kinie i w życiu.
Zew ciszy (2007)
Kolejna próba rekonstrukcji słynnej ekspedycji, tym razem drugiego wejścia na obrosłą złą sławą północną ścianę Eigeru z 1936 roku. Nordwand albo jak wolą niektórzy - Mordwand (Ściana Śmierci) to północna ściana Eigeru, niewielkiego (3970 m) w stosunku do Korony Ziemi szczytu w Alpach berneńskich, która przez lata była dla wspinaczy górskich wyzwaniem. Każdy chciał ją zdobyć, większość tę namiętność przepłaciła życiem. Ta tragiczna, a finalnie wręcz odbierająca mowę historia została tu nie tylko świetnie odtworzona przez aktorów, ale też bardzo sprawnie opowiedziana przez Joe Simpsona. Wspinacz urozmaica historyczną opowieść wspomnieniami własnych wypraw, nie skąpiąc refleksji na temat górskiej wspinaczki i pasji, jaka wręcz pożera wspinaczy i każe im narażać własne życie, by podjąć kolejne, górskie wyzwanie.
Północna ściana (2008)
Północna ściana to sfabularyzowana wersja historii Toniego Kurtza i Andiego Hinterstoissera, którą przedstawił w filmie Zew ciszy Simpson. Choć film Philippa Stölzla nie umywa się pod względem sprawności narracyjnej do rekonstrukcji Simpsona, wygrywa tejże narracji perspektywą. Wyprawa dwóch Niemców jest bowiem przedstawiona tu z pozycji władzy ich ojczyzny, a sukces ekspedycji ma być kolejnym dowodem potęgi III Rzeszy. Film świetnie pokazuje też, dlaczego północne podejście było tak zdradliwe: niemal do połowy wysokości góry można było podjechać pociągiem, wewnątrz góry znajdowały się tunele z "okienkami", którymi można było wyjść wprost w skalny uskok, a lokalizacja góry pozwalała na obserwację jej ściany - a więc także wspinających się po niej śmiałków - z komfortowej pozycji obozu. Oznacza to, że w zasadzie wspinaczka na Eiger od tej strony była swoistym show, a widzowie mogli na żywo oglądać śmierć alpinistów. Stölzlowi udało się to fantastycznie uchwycić.
Nanga Parbat (2010)
Film Josepha Vilsmaiera to opowieść inspirowana losami braci, Reinholda i Günthera Messnerów, którzy w 1970 roku podjęli próbę zdobycia tytułowego Nanga Parbat, dziewiątego co do wysokości szczytu na świecie. Vilsmaier, w przeciwieństwie do swoich kolegów, wiele czasu poświęca na zarysowanie tła historii, przedstawiając życie prywatne braci, ich dzieciństwo, dojrzewającą pasję i relację, która została w bezlitosny sposób przerwana podczas wyprawy.
Everest - poza krańcem świata (2013)
Dokumentalizowany dramat Leanne Pooley opowiada o pierwszej wyprawie na Mount Everest i w zgrabny sposób łączy ze sobą uporządkowaną narrację, materiały archiwalne oraz współczesną rekonstrukcję wydarzeń. To ważny film, bo przypomina, że dzisiejsze ekspedycje to zupełnie inny świat niż pierwsze wyprawy na szczyty Korony Ziemi, gdzie wspinacze nie mieli do dyspozycji ani termoaktywnych strojów, ani nowoczesnych akcesoriów do wspinania się, nie mogli liczyć na przygotowane przez poprzedników poręczówki, łączność z bazą czy jakiekolwiek porady doświadczonych himalaistów. Byli pierwsi, przecierali - dosłownie - szlaki. Wyprawa, w której Edmund Hillary i szerpa Tenzing Norgay zdobywają Dach Świata, to niezwykły obraz heroizmu i film Pooley doskonale to osiągnięcie akcentuje.
127 godzin (2010)
A to już film, który większość z nas doskonale pamięta. 127 godzin jest filmową wersją autentycznej tragedii, jaka przydarzyła się amerykańskiemu wspinaczowi, który utknął w skalnej szczelinie z przygniecionym przez głaz przedramieniem. Oscarowa produkcja Danny'go Boyle'a może wydawać się nieco od pozostałych filmów z zestawienia odklejona, ale fakt, iż Aron wędrował po kanionie, a nie wysokich górach, wcale nie oznacza, że dramaty wspinaczki go nie dotyczyły (zresztą Ralston był zapalonym alpinistą - przed wypadkiem i po nim czynnie się wspinał również po górach). Kto oglądał, ten wie, kto nie widział, niech koniecznie nadrobi, bo trwająca tytułowe 127 godzin walka Ralstona o przetrwanie, choć jest teatrem jednego aktora, trzyma w napięciu jak niejeden thriller.
Everest (2015)
Wisienka na torcie i zdecydowany szczyt możliwości kina górskiego. Everest - wyświetlany w kinach zaledwie kilkanaście miesięcy temu - to fascynujący, mistrzowsko zrealizowany i zagrany dramat, przenoszący nas do tragicznej w skutkach wyprawy z 1996 r. Komercyjna ekspedycja pod wodzą doświadczonego himalaisty Roba Halla napotkała na swojej drodze po zwycięstwo burzę śnieżną. Potworne warunki pogodowe w połączeniu z naciskami klientów i trudnymi, niefortunnymi decyzjami przewodników sprawiły, że wyprawa zapisała się na zawsze na kartach historii. Film Baltasara Kormákura to doskonały przykład tego, że to góry są pierwszoplanowymi aktorami filmu o wspinaczce, a wpisane weń ludzkie dramaty, to w ich kontekście tylko... mgnienie oka.
Póki co z zapartym tchem czytałem wszystkie książki o himalaizmie. Można wręcz rzec, że je pochłaniałem. Mam nawet zamiar uzbierać ich w swojej biblioteczce 14, czyli tyle ile jest ośmiotysięczników. Filmów jednak trochę się boję. Coś podskórnie czuję, że są dużo słabsze, ale jak już się przełamię, to na pewno zrobię to z "Czekając na Joe" lub "Krzykiem kamienia". Dzięki, szczególnie za ten drugi, o którym o dziwo nigdy nie słyszałem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAmbitny plan:) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że film „127 godzin” trzyma w napięciu. Wielki podziw dla aktora, który bardzo dobrze odegrał swoją rolę.
OdpowiedzUsuńW K2 wchodzili latem.Ironicznie zimą tam prawie nie ma śniegu przez silne wiatry i brak opadów,tylko żywy lód.
OdpowiedzUsuńchyba sobie żartujesz. straszny gniot.
OdpowiedzUsuń