Strony

wtorek, 26 lipca 2011

Królestwo zwierząt (Animal Kingdom, 2010)

reżyseria: David Michôd
scenariusz: David Michôd
produkcja: Australia
gatunek: dramat, kryminał


Przychodzi mi zacząć klapserską przygodę od filmu o tematyce, za którą specjalnie nie przepadam. Bo to świat, który wydaje się tak odległy od naszego, że aż nierealny. A jednak istnieje i skupia w sobie mnóstwo żyć - i wielkich mafiozów (jak filmowy Papież), i Bogu ducha winnych dzieciaków, których los wrzucił w to bagno przez głupi przypadek czy rodzinne koligacje (J). Świat zbrodni, oszustw, narkotyków, zemsty, w którym rodzina jest ważna tylko do momentu, gdy nie zagraża moim czterem literom.

Mamy więc nastoletniego, anemicznego chłopaka - J (James Frecheville) - który po śmierci matki-narkomanki ląduje pod czułą opiekę swojej babci (Jacki Weaver) - koordynatorki akcji swoich synów i dyplomatki, dbającej o interesy swojej przestępczej rodziny. J zostaje wrzucony w świat, który nieco już poznał dzięki uprzejmości wciąż ćpającej matki, niemal jak na pożarcie lwów. Jest niemym kompanem przestępstw, świadkiem negocjacji swoich wujków z handlarzami i ucieczki przed wydziałem antyrabunkowym. Jego prawie nie wyrażająca emocji twarz budzi się jedynie przy Nicky (Laura Wheelwright) - dziewczynie, która daje mu namiastkę normalności. Gdy policja powoli rozprawia się z rodzinną szajką, J staje przed dylematem - musi zdecydować, do którego świata chce należeć. Odpowiedź tylko wydaje się jednoznaczna, bo przeżarta jest krzykiem zrozpaczonego dziecka, któremu odebrano to, co było dla niego najważniejsze.

Rzadko zastanawiam się nad adekwatnością tytułu do tematyki filmu. Bo i większości produkcjom nadawane są tytuły do bólu banalne. Rodzina Cody może jednak być obrazem zwierzęcości. Janine jako królowa matka, lwica chroniąca swoje młode - pełna miłości, czułości i troski o losy swoich dzieci, ale - gdy przychodzi potrzeba - drapieżna i bez skrupułów walcząca o przetrwanie. Papież - prawdziwy dominator, dyktujący warunki, wypaczony moralnie wilk, pozwalający za siebie umierać, ciągnący za sobą na dno niewinne ofiary, członków własnego stada. Craig, Barry, Darren - marionetki, którym wydaje się, że skoro są w stadzie, są silni. I tu ciekawy kontrast między Barry'm - młodym, najchętniej szukającym pocieszenia u matki, trzęsącym się jak w febrze przy okazji zagrożenia i podejmowania ryzyka - i Darrenem, który jako jedyny zobaczył, że życie poza stadem jest możliwe. Wreszcie J - małe, pogubione zwierzątko, zamknięte w klatce, dojrzewające do tego, by uciec - tylko czy przeżyje na wolności samodzielnie?

Coś w tym wszystkim musi być, skoro wśród najważniejszych tegorocznych nominacji do Oscarów znalazły się aż trzy filmy o prowincjonalnej przestępczości (Królestwo zwierząt, Do szpiku kości, Fighter). Musi to być ważny, może coraz bardziej widoczny problem społeczno-polityczny, że coraz chętniej wkracza się w tę tematykę. Mimo, że wszystko to jest szczelnie zamknięte w granicach prowincji, opary przedostają się coraz dalej, zatruwając całe społeczeństwo.

I jeszcze, skoro w temacie, nominacja dla Jacki Weaver w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa. Nie rozumiem. Nie w kontekście znakomitych ról Melissy Leo i Amy Adams (jeśli trzymamy się już tego gatunku). Naturalnie - świetnie zagrane wyrachowanie zasługuje na uwagę, ale ani jej gra, ani pozycja w obsadzie nie sięga tej nominacji.

Czy polecam? Trudno powiedzieć. Jeśli ktoś szuka pościgów i brawurowych akcji przestępczych (bo przecież film gangsterski) - będzie zawiedziony. Ale jeżeli chce poczuć niesmak i gorycz, zobaczyć, że można bez skrupułów gryźć swoich - będzie idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.