Strony

niedziela, 31 lipca 2011

Samotny mężczyzna (A Single Man, 2009)

reżyseria: Tom Ford
scenariusz: Tom Ford, David Scearce
produkcja: USA
gatunek: dramat

A, to ten film, w którym Firth zagrał geja. Fu. A właśnie, że nie fu! Z dużym opóźnieniem, ale siadłam w końcu do filmu Forda, bo miłość homoseksualna mnie nie mierzi, a już tym bardziej nie jest wyznacznikiem w ocenie filmu. Poza tym: przecież to na pewno nie jest jakiś chory pornos i więcej będzie tu zmysłowości i czystej erotyki niż brudnego seksu. Nie pomyliłam się.

George Falconer (Colin Firth) jest profesorem anglistyki. I homoseksualistą. Poznajemy go w trudnym momencie życia - niedawno stracił miłość swojego życia. Jim (Matthew Goode), z którym był 16 lat, zginął w wypadku. George nie może pogodzić się z tą stratą i nie chce mu się już tak żyć. Dosłownie. Jeden dzień z życia George'a pełen jest retrospekcji, wspomnień, ale też ciekawych zwrotów zaplanowanej przez niego od a do z akcji. Czy młodziutki Kenny (Nicholas Hoult), student Falconera, i Charley (Julianne Moore), zakochana w nim przyjaciółka, nieopatrznie odwiodą George'a od powziętego zamiaru i ostatecznej ucieczki od samotności? A nawet jeśli, czy to wystarczy, żeby... żyć?

No właśnie, samotność. Kto próbował spędzić kilka dni zupełnie w pojedynkę (nie zamierzając odpocząć od świata) wie, że w pewnym momencie robi się jakoś łyso, jakoś niewygodnie, nieswojo. Że garnie do drugiego. Po cokolwiek, byle by. I tak jest z Falconerem, który traci swojego partnera. To wielka musiała być miłość, skoro odbiera motywację do czegokolwiek, do życia w ogóle. I wielka samotność w tłumie, bo któż zrozumie starego faceta, który - jak świetnie to ujął pan Strunk - "gra w innej drużynie"

Rany, co to było za miłe uczucie oglądać Firtha w roli innej niż ułożonego elegancika w sweterku i kołnierzyku spod znaku Marka Darcy'ego z dziejów Bridget Jones. Mając szczęście widzieć ten film później niż Jak zostać królem jestem zachwycona jak na tle Firtha-króla wypadł Firth-gej. Ponieważ sylwetka Firtha mówi tu niewiele, wszystko dzieje się na jego twarzy, szczególnie w oczach. A te pełne są miłości, czułości, dojrzałej troski, ale też zmysłowości, upojenia, pasji. Tu  ujmująca jest scena, w której dowiaduje się o śmierci Jima. Pięknie Ford pokazał, że w takiej chwili niekoniecznie trzeba wybuchać płaczem, cokolwiek mówić. Ten sam Firth jest więc czułym kochankiem, profesorem, który nie boi się stawiać odważnych tez i pełnym humoru przyjacielem. I w każdej z tych ról jest tak samo prawdziwy.

Bardzo miła dla oka była też Julianne Moore. Wciąż mam mieszane uczucia co do jej aktorstwa - czasem całkiem mi się podoba, czasem nie mogę wprost znieść jej osoby. Ostatnio nawet miała szansę pokazać coś więcej w The kids are all right, niestety Anette Bening przyćmiła ją swoją kreacją. A tu - choć może o nagrodę czy nominację nawet rola nie zakrawa - to pyszne było to jej alkoholowe upojenie kobiety, którą połamało życie.

Homoseksualizm, o którym mówi Ford, nie jest wulgarną manifestacją inności. Zresztą, to są lata 60., homorewolucja seksualna właściwie dopiero przed nami. Mniejszości seksualne są izolowane. Może nie tak agresywnie, ale jednak - są w innej drużynie, nie są swoi, nie są nasi.  Warto docenić u Forda to, że w scenach, które aż proszą się o kontinuum, poprzestaje na wiszących w powietrzu emocjach i wizualnym pożądaniu. Tłamsi to, co jest treścią homoseksualizmu dziś. Mamy atmosferę pełną intymności, wyrafinowania, daleką od krzyku i wołania o jakiekolwiek prawa. Bo trzeba niewiele, trzeba tylko tej garstki ciepła drugiej osoby, tylko tyle. 

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Samotny mężczyzna jest debiutem Toma Forda. Debiutem, który od razu wyniósł go na podium. Tylko ręce zacierać, co z tego teksańskiego kreatora mody, wyrośnie.

Jeszcze zdjęcia. Nasycanie barwami ujęć było absolutnie piękne. I wymowne. Na źródła tego przedsięwzięcia zwrócono już uwagę w recenzjach. I racja: jakie właściwie miałoby być dzieło faceta, który przez lata był projektantem mody? Jest więc wymuskane, estetycznie doskonałe - od pojedynczego krajobrazu, poprzez stylizacje i wizaż postaci, aż po snute w szarościach wizje.

Czy polecam? Tak. Kobietom bez uzasadnień. Mężczyznom, bo powinniście przemóc swoją hipokryzję, w rytm której chętnie oglądacie miłość homoseksualną w wydaniu kobiet, a na tę męską puszczcie pawia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.