Strony

sobota, 12 listopada 2011

Zamiana ciał (The Change-Up, 2011)

reżyseria: David Dobkin
scenariusz: Jon Lucas, Scott Moore
produkcja: USA
gatunek: komedia

Miało być ambitniej. W ogóle nie miałam wczoraj nastroju na śmichy-chichy. Raczej coś klimatycznego, głębszego, wiecie - czwartkowy wieczór rozpoczynający długi weekend można uczcić jakoś lepiej. Było coś koło północy, gdy machnęłam ręką, by małżonek włączył Zamianę ciał. No bo w końcu gra tam moja ukochana Olivia Wilde, więc nie może być bardzo źle, prawda? I nie było, ale nie tylko dzięki niej.

Mitch (Ryan Reynolds) i Dave (Jason Bateman) są najlepszymi kumplami. Dave - wzięty prawnik, właśnie finalizujący transakcję swojego życia, idealny mąż i ojciec trójki małych dzieci, nie ma czasu nawet porządnie się (jak sam mówi) wysrać. Mitch jest jego totalnym przeciwieństwem: wieczny kawaler ze słomianym zapałem, którego główną atrakcją są panienki, trawka i grywanie małych rólek w hitach bez tytułu. Jeden i drugi oddał by życie za to, by być w skórze drugiego. Gdy nieopatrznie wypowiadają to życzenie podczas mało romantycznej sceny oddawania moczu do miejskiej fontanny, nie zdają sobie sprawy, że zostanie ono potraktowane dosłownie. Mitchowi i Dave'owi przychodzi zmierzyć się z życiem, o którym tak naprawdę nigdy nie marzyli. I, jak nietrudno się domyśleć, wychodzą z tego pojedynku zwycięstwo, nie pragnąc jednak niczego tak bardzo jak wrócić do swojego ciała.

Połączenie było obiecujące: Lucas i Moore to scenarzyści bijącego rekordy popularności Kac Vegas, Dobkin to dość spokojnie pracujący facet, którego propozycje bazują na bezpiecznym filmie familijnym i komediowym. Zapowiadały się więc dobre teksty i gagi naznaczone sporą domieszką głupkowatości, którą reżyser mógł nieco hamować. Nie zawsze mu się to udawało, ale ogólnie cała trójka poradziła sobie bardzo dobrze. Bo Zamiana ciał to naprawdę zabawna komedia (i nie jest to wcale w dzisiejszych czasach oksymoron). Jest kilka frazesów, ale jest też dużo naprawdę odjechanych scen, mnóstwo tekstów, po usłyszeniu których chciałoby się zatrzymać film i pośmiać do woli, trochę ciepła i mądrych refleksji. Jest śmiesznie i przyjemnie, nawet aktorzy są całkiem znośni, choć ani Raynolds, ani Bateman, ani, niestety, Olivia nie powalają.

Cóż można więcej prawić o komedii? Bez górnolotnych refleksji, za to z nakazem: idźcie i śmiejcie się, bo jest z czego. W końcu komedia, po zakończeniu której siedzi się z uśmiechem na twarzy, to chyba dobra komedia, prawda?

Czy polecam? Tak.


3 komentarze:

  1. Widzę, że częstotliwość wpisów wzrasta:) To bardzo sympatyczne;) A co do filmu: ja się nie znam, no cóż... ale kiedy widzę kolejną głupiutką komedię, to zastanawiam się, czy w ogóle się angażować:P Twoja recenzja (na szczęście) tym razem utwierdza mnie w przekonaniu, że chyba warto, więc wiesz, mąż miał rację z doborem filmu:D:D
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytuł zapamiętuję, na pewno sięgnę, bo ostatnio mam ochotę na coś lżejszego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat zamiany ciałami, jak na swoją oryginalność, zaskakująco często jest spotykany w filmach. Tego filmu nie oglądałem i się nie zabieram. Odkąd trochę podrosłem mam bardzo duże wymagania, jeżeli chodzi o gatunek, jakim jest komedia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.