Strony

wtorek, 6 grudnia 2011

Służące (The Help, 2011)

reżyseria: Tate Taylor
scenariusz: Tate Taylor
produkcja: USA
gatunek: dramat

Strasznie, wiecie, byłam wkurzona tym, że nie mam czasu nawet na obejrzenie filmu. Przecież to tylko, zwykle, półtorej godziny, można gdzieś w przerwie, po drodze czy coś. Można, chyba, że w przerwie od pisania jednego, pisze się drugie, albo jeszcze co innego arcyważnego się czyni. Uporawszy się jednak z różnymi obowiązkami i szczęśliwa, że mam już za sobą te ostatnie, szalone trzy tygodnie, z ogromną przyjemnością zaczęłam nadrabiać zaległości - a nazbierało ich się wiele, oj, wiele. Najlepsze jest to, że na moje wyposzczenie odpowiedziały cztery świetne filmy, i to pod rząd. Nie mogę się doczekać, aż się nimi z Wami podzielę. Na pierwszy ogień Służące - film, na który bardzo długo czekałam, o którym słyszałam same dobre rzeczy i na którym, co najważniejsze, absolutnie się nie zawiodłam.

Skeeter (Emma Stone) pochodzi z Jackson, stolicy Missisipi. Swoje rodzinne miasteczko opuściła na jakiś czas, by zdobyć gruntowną wiedzę i wykształcenie. Gdy, nieco już wyemancypowana, powraca, otwierają jej się oczy na to, co do tej pory zbywała bezrozumnym milczeniem - zaczyna dostrzegać, jak jej koleżanki, królowe przedmieść, traktują swoje czarnoskóre służące i w jak wielką grę pozorów są uwikłane. Ponieważ ma aspiracje do zostania pisarką lub chociaż dziennikarką, postanawia opisać losy służby domowej z jej perpektywy. Początkowa niechęć dwóch służących - Aibileen (Viola Davis) i Minny (Octavia Spencer) zostaje przełamana przez szereg wypadków i reform, podejmowanych "dla dobra" czarnoskórych "braci". Podczas rozmów ze służącymi Skeeter odkrywa, że nie to złoto, co się świeci, ale to, co bywa wzgardzone...

Co bym tu nie napisała, nie ustrzegę się przed wychwaleniem tego filmu na wszystkie strony. Ale od początku. Myślałam, że będzie źle. Pierwsze pół godziny bardzo mi się dłużyło, jakoś nie mogłam się wdrożyć, choć klimat od razu mi się spodobał - uwielbiam początki II połowy ubiegłego wieku, środowisko gospodyń, amerykańskie przedmieścia, podglądanie i obmawianie sąsiadów, problemy, którą tartę dziś upiec itd. Nie wiem nawet, w którym momencie się przełamałam i kiedy film całkiem mną zawładnął, tak, że zupełnie straciłam poczucie czasu. Historia, którą przedstawia Taylor - a właściwie którą idealnie adaptuje, bo fabuła oparta jest na powieści Kathryn Stockett - jest przejmującą opowieścią o uprzedzeniach (nie tylko rasowych) i próbą odpowiedzi na pytanie, gdzie leży granica między zarządzaniem a rządzeniem i tyranizowaniem. To też opowieść o macierzyństwie, rozumianym nie jako wydawanie na świat dzieci, ale ich realne wychowanie, a także rolach społecznych i oczekiwaniach wobec ich realizacji, jakie tworzy najbliższa społeczność. Oczywiście, że wszystko to jest mocno uproszczone, a postaci skonstruowane dość schematycznie. Ale tu chodzi bardziej o odnalezienie odpowiedzi na pytanie o to, jak krzyczeć, by być usłyszanym i zrozumiałym, jak krzyczeć, by ten krzyk coś zmienił, pozwolił z czymś się uporać. Krzyk o traktowanie mnie jak człowieka, którym też jesteś i jak dziecko, którym też byłeś i które powołałeś na świat. Zainteresuj się mną, zaangażuj się we mnie, zmień mnie, ale nie naginając mnie do świata, ale świat przychylając do mnie.

O fantastycznych rolach kobiecych nie trzeba mówić wiele tym, którzy Służące widzieli. Absolutny majstersztyk zarówno po stronie pań domów (Bryce Dallas Howard jako Hilly czy rewelacyjna już w Drzewie życia Jessica Chastain), jak i służących (nominowana do Oscara za drugoplanową rolę w Wątpliwości Viola Davis i Octavia Spencer). Wszystkie z powodzeniem mogłyby startować po największe nagrody filmowe tego roku. Uwagę szczególną przykuwa Chastain - nie tylko dzięki znakomitej grze, ale także postaci, w którą miała okazję się wcielić. Celia Foote jest zdecydowanie najbardziej naturalną, szczerą, kochaną i wzruszającą bohaterką Służących, która sprawia, że ukazanie ucisku czarnoskórych Amerykanów w latach 60. XX wieku, nie jest ograniczone do jednej perspektywy.

Jedyne, czego zabrakło - rozpatrując film w kategoriach fabularnych - to może nie jasne zakończenie, ale choćby danie widzowi nadziei - że będzie dobrze, że to wszystko nie pójdzie na marne, że cokolwiek wyjdzie na lepsze. W Służących historia się nie kończy, ba!, ona nawet się nie zaczyna. Wkraczamy w nią i wychodzimy z niej, okraszeni zaledwie zapachem siły i nadchodzących, długofalowych przemian. Fakt, rewolucja wybuchła, o zmianach jest głośno, ale przed obywatelami "drugiej kategorii" jeszcze długa droga do uzyskania pełnej autonomii, szczególnie w sferze obyczajowej. Czy jest więc naiwnie? Nie. Jest po prostu do bólu realnie.

Tate Taylor - mówi Wam to coś? Mnie nic. Po buzi typa kojarzę, sprawdzam filmografię i, o, rzeczywiście, jest Do szpiku kości. Ale to tyle. A reżyseria? Ot, jakiś tam niewielki filmik o pięknych-brzydkich ludziach. I potem te Służące. Dlaczego? Spójrzcie na jego miejsce urodzenia... W każdym razie - naprawdę fajnie zapowiadająca się kariera. Oby nie zakończyła się zbyt szybko.

Czy polecam? No jakżeby nie?


3 komentarze:

  1. eh podpisuję się pod każdym twoim słowem, ja usiadłam do tego filmu będąc przekonana że obejrzę komedię o "brudach" tego zawodu [naprowadził mnie na to 20 sekundowy klip telewizyjny w którym wszyscy krzyczą], a trafiłam na kino tak wyjątkowe i piękne że po skończonym seansie siedziałam wpita i zdezorientowana w fotelu praktycznie popłakując w rytm piosenki rozpoczynającej napisy końcowe...

    absolutnie fantastyczne kino, jeden z najlepszych obrazów tego roku zasługujący na wiele nagród...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Wami, dziewczyny. To jest idealnie taki film, który udowadania po co jest kino - ano po to, byśmy na chwile zanurzyli się w inne życie. Byłam zauroczona dbałością o koloryt epoki i miejsca, te sukienki - istne cacuszka, te długaśne i z charakterytycznymi skrzydełkami samochody, te piękne tak charakterystyczne dla Południa wille i ta buta białych, na szczęście nie wszystkich. Podobało mi sie, że nie było w tym filmie przemocy fizycznej, była za to psychiczna, trochę intryg i sporo humoru, bo to była opowieść z perspektywy kobiet, one potrafią być okrutne na swój sposób. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny film http://booksandmovies.bloog.pl/id,338561833,title,Sluzace,index.html i zgadzam się w 100 %, że warto go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.