Strony

środa, 22 lutego 2012

Big love (2012)

reżyseria: Barbara Białowąs
scenariusz: Barbara Białowąs
produkcja: Polska
gatunek: dramat

Z dedykacją dla Magdy, która jest współwinna temu, co nas dnia wczorajszego w kinie spotkało.

Zacznę od wyjaśnień. Ogromnie spodobał mi się zwiastun filmu. Ładnie zmontowany, z wpadającą w ucho muzyką i przyciągającą wzrok Hamkało - zapowiadało się nieźle, więc pomyśleliśmy: czemu nie? W całym tym zamieszaniu zapomnieliśmy, że na polskie filmy do kina chodzi się, gdy są wyreżyserowane przez nazwiska, po których można spodziewać się czegoś tak trudnego, jak dobrego. Idąc na inne, trzeba za to wziąć odpowiedzialność. A my się skusiliśmy mimo to. No i masz babo placek.

Emilia (Aleksandra Hamkało) ma 15 lat i przechodzi nastoletni bunt. Chce zabawy, szalonej miłości i życia do utraty tchu. To wszystko daje jej Maciek (Antoni Pawlicki), starszy od niej biochemik, o którym niewiele więcej wiadomo. Dziewczyna chłonie miłość wszystkimi zmysłami, wyprowadza się z domu i żyje w szalonym tempie. Kiedy spełnia się jedno z jej największych marzeń - dostaje się na muzykologię i zakłada własny zespół, to szalone życie zaczyna się trochę rozmijać z planami Maćka. Pojawia się obustronna agresja,  kłamstwo, a wszystko prowadzi do tragedii. Dlaczego? 

Z góry uprzedzam: nie łudźcie się, że otrzymacie odpowiedź. I ten brak zaspokojenia ciekawości - albo raczej ułożenia historii w logiczną całość - wcale tu nie cieszy, jak to się zdarza w wielu filmach, które zostawiają widza z większą liczbą pytań, niż udzielonych odpowiedzi. Kluczowe puzzle w tej opowieści po prostu się gdzieś zawieruszyły. Ważniejsze były silące się na górnolotność płaskie metafory w postaci detali (mandarynki, krew, kolory) i pojawiające się na chwilę i nie wiadomo po co postaci niż uspójnienie fabuły. W efekcie otrzymujemy historię nieszczęśliwej miłości, trochę golizny, cieszące oko nastolatka sceny pseudo-erotyczne, miniwandalizm, imprezy, alkohol i dragi. I nic poza tym. Pawlicki jest totalnie drewniany, Hamkało drażniąca, choć trzeba przyznać, że się dziewucha napracowała, bo poziom ekspresji osiągnęła całkiem przyzwoity. Ale co z tego, skoro materiał, nad którym przyszło jej pracować nie dawał cienia szansy na wspięcie się choćby na najniższy ze znośnych poziomów. No bo co tu miało właściwie ciekawić i szokować? Wulgaryzmy, których używano dobre kilka lat temu? Schematy imprez, o których scenarzystka przeczytała w mądrych opracowaniach o "dzisiejszej młodzieży"? Czy seks - jak słusznie zauważył kolega z filmwebu - rodem z listów do "Bravo"? Zabrakło tu świeżości, tego naszego dzisiaj, który oglądamy jednym okiem, a któremu nie mamy czasu się przyjrzeć, więc chcielibyśmy dostać go w jakiejś skondensowanej, zjadliwej formie. Do tego dźwięk - jak to w polskim kinie: dramatyczny, dialogi tak ciche, że trzeba wytężać ucho, żeby coś usłyszeć, tylko po to, żeby za chwilę rozsadzało bębenki muzyką, zagłuszającą słowa. Scenografia miejscami do bólu kiczowata. Wszystko to razem tworzy papkę, która pozostawia jedynie niesmak.

Gdzieś w komunikacji między dystrybutorem a kinem zabrakło jednej informacji: film można oglądać od 15. roku życia, ale nie dodali górnej granicy - do 18. roku życia. Może rzeczywiście dla młodzieży jest w tym coś pociągającego - w końcu to taki durny wiek buntów, pierwszych poważnych (także nieszczęśliwych) miłości, próbowania używek, palącej potrzeby zaspokojenia ciekawości (i nie tylko) na terenie seksualności. Ja chyba jestem trochę za stara na takie klimaty. Ledwo wysiedziałam. Tyle tylko dobrego, że trafiliśmy na jakąś ogarniętą publiczność - gimnazjum chyba jeszcze w szkole siedziało, więc obeszło się bez durnych chichotów, a miny ludzi po seansie nie odbiegały znacząco od naszych wrażeń. Aj, szkoda więcej gadać, naprawdę.

Zamiast filmu polecam lekturę bardzo trafnej i świetnie napisanej recenzji Walkiewicza i, koniecznie, komentarzy pod nią. Jad, jaki płynie z tych wypowiedzi w kierunku niezbyt pochlebie wypowiadającego się na temat filmu recenzenta, daje jasno do zrozumienia, do kogo ten film jest kierowany. Pozwolę sobie zacytować (pisownia oryginalna):

BIG LOVE to film który wyzwala niesamowite emocje !!! Wydaje się brutalny, niesmaczny i prosty...a jest dokładnie odwrotnie. Ukazuje bardzo trudne UCZUCIA, proces dojrzewania,amplitudę miłości, zbrukanie i toksyczne, niszczące emocje.Poszukiwanie i niemożność wyzwolenia się z namiętności i miłości. Jest NAPRAWDĘ BARDZO DOBRY i tylko totalny baran( osoba niewrażliwa) może go skrytykować. Doskonała obsada aktorska - młodzi aktorzy poradzili sobie wspaniale z tak trudnymi rolami.GRATULUJĘ REŻYSERCE i uważam,że film powinien być obsypany nagrodami !!! Zdecydowanie powinien go obejrzeć każdy licealista i rodzice nastolatków.

I jeszcze jedna wypowiedź, bo nie mogę się oprzeć:

Przykro mi, że życie tylu ludzi jak i recenzenta musi być tak płytkie, że w kontraście z fikcją filmową znowu odbiorcy nie są w stanie poradzić sobie by właściwie odczytać pewne rzeczy, więc nie zostaje nic innego jak obrażać to czego się nie zna i tym samym nazywać płytkim.

Okazuje się więc, że my - wyrośnięta młodzież i wyżej - nie mamy pojęcia o miłości, nigdy czegoś takiego nie przeżyliśmy i po prostu nie rozumiemy tego piękna, które powstało między Emilią i Maciejem. Żebyście nie mieli, kochani, wątpliwości - nastolatkowie posiedli tę tajemną wiedzę. Niech więc do Big love pała w nich ta big love, a my skupmy się na czymś bardziej wartościowym, czekając, aż nasi młodsi koledzy za lat kilka z nostalgią wspomną błędy młodości.

Czy polecam? Pozwolę sobie posłużyć się komentarzem Magdy, która na moje pytanie, co myśli o filmie, odrzekła ze znudzoną miną: Chodźmy już stąd. Broń Was więc Panie Boże.



11 komentarzy:

  1. Mi za to film bardzo się podobał ;)) Według mnie to jeden z najlepszych polskich filmów, ale to moje zdanie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałam to obejrzeć, coś mnie zainteresowało w tym projekcie gdy pojawiły się pierwsze informacje, potem jednak wyszło info o fabule, więc gratuluje odwagi jaką miałaś z koleżanką by się na to udać; ja po przeczytaniu pierwszego zdania opisu "młodsza dziewczyna wprowadzana w życie przez starszego chłopaka" na sekundę wróciłam do czasów, gdy takie rzeczy mnie fascynowały i podziękowałam

    ale zgadzam się że w pewnym wieku ten film będzie robił furorę, do 18 nie wyżej

    ps. starzejemy się

    OdpowiedzUsuń
  3. Po muzyce w Listach do M tliła się iskierka nadziei że przeskoczymy wreszcie ten problem, a po tym filmie widać że ludzie nie umieją się uczyć. TOTALNY BUBEL, BARDZO ŻAŁUJE ŻE BYŁEM, SZKODA ŻE NIE PRZECZYTAŁEM WCZEŚNIEJ TEJ RECENZJI !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Paweł, wiem, czytałam, nawet jeszcze wrócę do tej Twojej recenzji pewnie;)

    Aniu, bolesne, ale tak...;)

    Anonimowy, no niestety; ja bym wolała, żeby tej recenzji w ogóle tu nie było - tak jak mnie na seansie, bu.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja od razu wiedziałam, że to nie będzie nic godnego uwagi. Bo niestety my potrafimy kręcić tylko dobre filmy o naszej historii i przeszłości. I mamy jednego dobrego, polskiego reżysera, na którego filmy chodzę w ciemno. Nazywa się Juliusz Machulski i nie zdarzyło mu się popełnić szmiry.
    Żeby nie było, że mówię 'nie' polskiemu kinu. Boli mnie to, że kręcimy chały, na których nie da się wysiedzieć w kinie. A jak się trafi coś dobrego ('Różyczka' czy pierwsze filmy Gośki Szumowskiej) to ze świecą szukać kina, w którym można to obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. O a ja byłem dzisiaj z moją grupą na tym filmie, wpisuje w wyszukiwarkę a tu ten blog i ta recenzja. No cóż, żałuje że nie byłem z dziewczyną byłoby się jak wyłączyć, a tak musiałem siedzieć i oglądać, po 40minutach ludzie przed nami zaczęli normalnie rozmawiać i wcale im się nie dziwi, korciło i mnie. Patrzyłem chyba ze trzy razy na komórkę żeby zobaczyć ile jeszcze. Także recenzja trafiona w 100%, dalej się zastanawiam o co w tym filmie chodziło. A ta scena seksu z tym różowym wirującym tłem, hehe wymiata, chyba głupszej sceny erotycznej nie widziałem. No cóż, za blogerką - omijać szerokim łukiem ten film !

    OdpowiedzUsuń
  8. To wychodzi na to, że mam 18 lat, nanananana...:D
    Bo mnie się ten film od połowy podobał, ale ja spaczona jestem i wszelkie toksyczne i tragiczne historie wprawiają mnie w stan miłości. Czyli podobał mi się emocjonalnie jak przestałam się nabijać i ironizować, a zaczęłam oglądać.
    Arcydzieło to to nie jest, ale i tak uważam, że jest lepszy niż te wszystkie komedyjki romantyczne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ejże, jak śmiesz mnie cytować?!:P No faktycznie, czuję się współwinna, ale cóż zrobić... Nie wiem, nie znam się (ale to już wiesz;)), więc skąd mogłam wiedzieć, że tak dobry zwiastun zapowiada... coś takiego;) A za powyższe dziękuję, M.:]

    OdpowiedzUsuń
  10. http://www.facebook.com/pages/Big-Love-2012/409551282436693?ref=hl

    OdpowiedzUsuń
  11. Wreszcie spotykam kogoś o podobnym zdaniu co moje! Mnie również film się nie podobał, ale gimnazjaliści się podniecają. Smutno się tylko robi gdy pomyślę, że do tego wszystkiego przyłożyło rękę Ministerstwo Kultury. Miało być ambitnie, a tu po prostu ktoś na siłę chciał dorobić dziesiąte dno do fabuły. Jeśli ktoś by chciał poczytać więcej odsyłam: http://stworywglowie.blogspot.com/2013/09/big-love-big-porazka.html

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.