Strony

poniedziałek, 27 lutego 2012

Crazy, stupid... Oscars 2012

   Zaczęło się groźnie od dwóch nagród dla Hugo. Scorsese, któremu towarzyszyła córka (w końcu to dla niej nakręcił Hugo), cieszył się jak chochlik, ale na szczęście potem było już dużo lepiej. W sensie że nikt nie zgarnął większości statuetek. Choć całość jednak, niestety, do bólu przewidywalna. Sprawdziły się praktycznie wszystkie typowania, łącznie z absolutnym triumfem Artysty, który ma już na swoim koncie z 90 nominacji w najróżniejszych kategoriach do nagród z całego świata. Moje strzały okazały się słuszne za wyjątkiem dwóch kategorii, o których za chwilę.  Właśnie widnieje, wcale nie czuję się śpiąca, więc uraczę Was swoimi refleksjami na temat tego, na oglądanie czego zarwałam noc. Słyszę entuzjazm? Here we go.

1:30
Na początku mamy studio Canal+, a w nim Kamila Mikurdę, który ma wszystko ślicznie wynotowane na karteczce i bardzo musi dokończyć każdą swoją, rzadko mądrą, myśl; oraz Michała Oleszczyka, którego słucha się niezwykle przyjemnie, bo facet rozumny i bystry jest. Potem połączenie z Holiłut, do którego oddelegowano ubiegłoroczną prowadzącą studio, obciachową Agnieszkę Egeman, która na tle wzgórza macha łapką i wygląda w tych swoich czarnych jak smoła okularach przeciwsłonecznych [sic!] jak turystka, która wygrała na loterii wycieczkę do Los Angeles. Jest, jak zwykle, żenująca i jej monolog powinni ocenzurować od A do Z. I jeszcze tłumacz - znów pan Piasecki, który sprawia, że pragnie się oglądać galę w oryginale... Na szczęście szybko na czerwonym dywanie pojawiają się real stars, mamy przegląd sukni, biżuterii i partnerów; Clooney, jak zwykle, czaruje, cały czas pokazują Brangelinę - siedzą w pierwszym rzędzie i, trzeba im przyznać, wyglądają wspaniale... ale przejdźmy do rzeczy.

2:30
Galę otwiera Morgan Freeman i plecie androny o magii kina, nuda. Następnie wpada Billy Crystal - witany niemal fanfarami jest z siebie widocznie zadowolony, że wrócił i że jednak jest niezastąpiony. Prezentuje filmik ze swoim udziałem, w którym otrzymujemy mix nie tylko oscarowych filmów ubiegłego roku (filmik, poza trzema pierwszymi gagami, marniutki, dużo gorszy od tego, w którym w ubiegłym roku wystąpili Hathaway i Franco). Przez całą ceremonię dwoi się i troi, ale jego żarty są nieznośnie drażniące, a puenty - nawet jeśli zdarzą się celne, to niszczone są najgorszą z możliwych u komika przywar: Crystal śmieje się z własnych dowcipów i tym samym staje się cieniem dawnego siebie. Żenujące.

3:00
Pierwsze statuetki - za zdjęcia i scenografię - lądują z rąk Toma Hanksa u twórców Hugo. Następne - za kostiumy i charakteryzację - wręczają Jennifer Lopez i Cameron Diaz - kolejno Artyście i Żelaznej damie. Bez niespodzianek, choć oglądając zdjęcia z filmów nominowanych za charakteryzację stwierdzam, że jednak wszystkie trzy filmy zasłużyły w pełni na tę nagrodę.

3:10
Nadchodzi najważniejsza "narodowa" nagroda. Na scenie moja ukochana Sandra Bullock. Jestem pewna, że wygra Rozstanie, ale jednak serce bije mi trochę mocniej, gdy na ekranie pojawiają się kadry z W ciemności. Jednak Rozstanie.

3:15
I znów miło, bo statuetkę idzie wręczać Christian Bale - i to w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa. Jessica Chastain wygląda cudownie, ale nie ma wątpliwości, że Oscar powędruje do jej koleżanki z planu. No i rzeczywiście. Octavia Spencer otrzymuje owacje na stojąco, sama ledwo wdrapuje się po schodkach i drży ze wzruszenia. Mówi: "Nie wiem, co mówię. Dziękuję całemu światu. Przepraszam. Dziękuję". Super.

3:30
Tina Fey i Bradley Cooper wręczają statuetki za montaż. Najpierw ten czysty editing. Pierwsza niespodzianka - Oscar wędruje do Dziewczyny z tatuażem. Nie typowałam w tej kategorii, ale pewnie bym nie trafiła. Bardzo to miłe. Na scenę wychodzą dwa typki, nie bardzo kumają, o co chodzi, po standardowych podziękowaniach jeden z nich mówi: "Nie mogę w to uwierzyć. Chodźmy stąd, jesteśmy tylko montażystami". Nagrody za dźwięk i montaż dźwięku zgarnia Hugo.

3:45
Teraz nudna (bo nieznana) kategoria najlepszy dokumentalny film pełnometrażowy. Oscara dla Undefeated wręczają bielusieńka Gwyneth Paltrow i Robert Downey Jr., który jak zwykle robi sobie jaja i na odgrywane oburzenie koleżanki, że świruje z rozbrajającą szczerością odpowiada: "Zrezygnowałem z roli w Spadkobiercach, żeby się do tego przygotować".

3:50
Chris Rock wręcza Oscara za najlepszy film animowany. Wygrywa Rango.

4:00
Efekty specjalne. Mimo czaderskich pono Transformersów i nielubianego przez Akademię Harry'ego, statuetka (wręczana przez Bena Stillera i Emmę Stone) leci do Hugo

4:05
Wracamy do ciekawych nominacji: tym razem za najlepszą męską rolę drugoplanową. Oscara z ręki pięknie wyglądającej Melissy Leo zdobywa spodziewanie Christopher Plummer. Sydow wygląda bardzo staro, Nolte również - jest nie do poznania, za to Branagh prezentuje się dużo lepiej niż gdy partnerował Marilyn.

4:15
Muzyka! Niestety, Shore musi tym razem obejść się smakiem. Statuetkę odbiera Bource za Artystę. Nagrodę wręczają Penelope Cruz i Owen-dziwny nos-Wilson.

4:20
I od razu piosenka - naturalnie, wygrywają Muppety. A hałasu przy okazji wręczania narobili Will Farell i Zach Galifianakis. Szkoda, że nie było wykonań zaledwie dwóch nominowanych piosenek na żywo. W zamian za to co chwilę pojawiają się filmiki z historii kina oraz zmontowane luźne wypowiedzi aktorów o filmie i grze aktorskiej w ogóle.

4:30
Crystal zapowiada, że na scenę za chwilę wejdzie "oryginalna dziewczyna z tatuażem". Do mikrofonu podchodzi nie kto inny jak boska Angelina Jolie. Nagradza statuetką scenarzystów. I tu dwie niespodzianki, jedyne kategorie, które źle wytypowałam. Oscara za scenariusz oryginalny odbiera (a właściwie nie odbiera, bo od kilku lat regularnie na tego typu ceremoniach się nie pojawia) Woody Allen za O północy w Paryżu, a nie Hugo. Najlepszy scenariusz adaptowany to wcale nie Artysta, a Spadkobiercy - i to jest, zdaje się, jedyna statuetka dla tego filmu.

4:45
I znów nudnawe, nikomu nic nie mówiące kategorie: krótkometrażowy film dokumentalny, animowany oraz aktorski. Statuetki dla, odpowiednio, Saving Face, The Fantastic Flying Books of Mr. Morris Lessmore i The Shore, wręczają panny z Druhen.

4:55
Docieramy do najważniejszych kategorii. Oscara za reżyserię wręcza Michael Douglas. Statuetka ląduje w rękach Hazanaviciusa i już teraz wiemy, który film okaże się według Akademii najlepszy. 

5:20
Ale oglądamy dalej po to, żeby zobaczyć, jak znów zatriumfuje niemy film, tym razem w kategorii najlepszy aktor. Oscara Juanowi Dujardinowi wręcza ślicznie wyglądająca Natalie Portman. Dujardin czaruje nas swoim uśmiechem i odstawia kroki z finałowego tańca z filmu. Rozkoszne. Bardzo mnie cieszy ta nagroda. 

5:30
Przerwy coraz dłuższe. Są, jak zwykle, wspomnienia - sylwetki zmarłych w ubiegłym roku ludzi kina, jest ckliwa piosenka, chwila ciszy, no i wracamy do gry. Najciekawsza kategoria: aktorka pierwszoplanowa. Meryl jest wspominana cały wieczór, miłe słowa mówi do niej i Billy, i Colin Firth, który wręcza statuetkę w tej kategorii, wciąż mówi się o jej 17 nominacjach i tylko 3 statuetkach, ale czy da radę Williams i Davis? Ależ oczywiście. Mimo przewidywań Meryl Streep jest zszokowana i autentycznie wzruszona. Cała sala wstaje i gotuje jej owacje na stojąco, wszyscy są ewidentnie zadowoleni, że - wreeeeeszcie - jej się udało. Bardzo fajnie.

5:40
I ostatnia kategoria, dosłownie sprzed chwili, najlepszy film. Bez zbędnych ceregieli Tom Cruise uroczyście wręcza Oscara Thomasowi Langmannowi, producentowi Artysty. I bardzo dobrze. Wszyscy się cieszą, na scenę przyczłapała nawet psinka z filmu - w galowym stroju (w muszce). Extra.

***
Ceremonia obeszła się bez niespodzianek, nagrody od ogarniętych nostalgią za dawnymi czasami magicznego kina sztywniaków z Akademii poleciały do pewniaków, prowadzący był do bani, nikt nie przeklnął i nie pokazał tyłka... Może za rok będzie ciekawiej? W końcu do gry wkracza Nolan...


14 komentarzy:

  1. Nie mam Canalu +, więc nie oglądałem ceremonii. Cieszę się z wygranej filmu "Artysta" - oglądałem w lutym w kinie tylko ten jeden film i dobrze wiedzieć, że obejrzałem najlepszy film roku :)) Przyznam się, że nie zwróciłem uwagi na kostiumy w tym filmie, twarze aktorów odwróciły moją uwagę od kostiumów. Ale muzyki trudno było w tym filmie nie zauważyć i mogę stwierdzić, że z pewnością zasłużyła na wyróżnienie. "Dziewczynę z tatuażem" typowałem za montaż i zdjęcia. Ten film wciąga głównie dzięki sprawnemu, dynamicznemu montażowi. Ale w kategorii 'zdjęcia' spodziewałem się już bardziej statuetki dla "Drzewa życia", a nie "Hugo". Co do aktorów to miałem cichą nadzieję, że akademicy się wyłamią i nagrodzą kogoś innego (no może poza Dujardinem). Dziwne, że nagrodzili Woody'ego Allena - skoro on nie zamierza uczestniczyć w tym "cyrku" to nie powinni mu na siłę wpychać tego Oscara :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama nie ma Canal+. Dzięki za relację, przeczytałam z ciekawością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam Canal+ ale nie chciało mi się czekać i oglądać, także bardzo fajnie że podzieliłaś się na bieżąco odczuciami. Teraz tylko oglądnę sobie skrócik.

    Pozdrawiam Celta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Psinka w muszce, lol :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać, ze moje typy się prawie wcale nie sprawdziły, oprócz Octavii Spencer i dwóch pojedynczych dla Hugo :(( No cóż .. Szkoda :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej hej hej, Billy Crystal nie jest żenujący, dobre żarty miał, filmik średni, ale ogólnie nadal jest pro, kochaniutka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dante, kochaniutki, ja nie mówię, że nie miał - po prostu niektóre drażniły, a ich wydźwięk Crystal niszczył, gdy sam świetnie się nimi bawił:] Ciekawe, swoją drogą, jak wypadłby Eddie, gdyby nie zrezygnował.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiadomo, to nie Crystal z lat dawnych, no ale jak dla mnie nadal było miło patrzeć na jego mordkę. No też ciekawym jest tego Eddiego, ale pewnie się nigdy nie dowiemy.
    Btw, sądzisz że Artysta zasłużenie dostał Oscara za najlepszy film ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Opisałam się jak głupia i niechcący skasowałam:| Wspaniale. W skrócie więc, Dante: tak, myślę, że zasłużenie. Biorąc pod uwagę fakt, że film składa hołd staremu kinu, które wielu członków Akademii pewnie pamięta z własnego dzieciństwa (a filmy nieme funkcjonowały w obiegu, mimo iż nie były już produkowane), zadziałał sentyment, i to na tyle silny, by jakoś przełknąć to, że film zrobili Francuzi. Na tle pozostałych nominowanych filmów "Artysta" wypada bardzo dobrze, choć nie jest to film, który mi się najbardziej podobał, ale biorąc pod uwagę inne kryteria, to zdecydowanie jest dobrze zrobionym filmem. "Służące" i "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" to mądre filmy, po których się robi ciepło na sercu i właśnie dlatego nie miały prawa wygrać. "O północy w Paryżu" jest ładną bajeczką, ale to komedia, a komedie Oscara w tej kategorii nie wygrywają. "Spadkobiercy" to mimo dobrej krytyki, hawajskich klimatów i Clooneya, kiepski film. "Drzewo życia" przez odwołania do Biblii i metafizyki były niepoprawne politycznie, postawienie na ten film ściągnęłoby na Akademię falę krytyki, śliska sprawa. "Moneyball" to film o baseballu, drugim sporcie narodowym Amerykanów - nominacja spodziewana, ale żaden inny kraj by filmu tu nie postawił, bo jednak nie powala. "Czas wojny", mimo że mi udało się spokojnie go przełknąć, to jednak wciąż bajka o koniu... Zagrozić "Artyście" mógł chyba tylko "Hugo", ale jednak bardziej technicznie niż prestiżowo (za co zresztą zgarnął swoje nagrody). Także tak:)

    A według Ciebie? Bo w Twoim podsumowaniu nie dopaCZyłam się konkretnej opinii na ten temat;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Była 6 godzina, jakoś nie mogłem się zorganizować na dłuższą polemikę. Sam uważam, że słabo było z tymi filmami w tym roku. Owszem, jasne, większość była bardzo dobra, ale tylko tyle, żaden z nich nie może się równać z wybitnymi Black Swan czy King`s Speech. Jakbym miał już komuś dawać Oscara z nominowanych, to rozważyłbym 3 kandydatury - Moneyball, Służące i Artysta - nie ulega wątpliwości, że ta trójka była najlepszą (no, nie oglądałem "Strasznie głośno..", przyznaję się, więc nie wiem jak z tym filmem) z nominowanych. I w zasadzie to każda z tych produkcji ma "coś" w sobie. Subiektywnie to u mnie wygrywają Służące, minimalnie przed Moneyballem. Ale powiem tak na koniec - nie przeszkadza mi to, że wygrał Artysta, bo ja nadal myślami jestem w roku 2010, kiedy to Hurt Locker pokonał Bękarty Wojny, Avatara czy chociażby Precious.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, tak, wtedy to się działo. "Avatar" był absolutnym faworytem, ja sama przepadam za Tarantino, ale moje serce i tak zdobył wtedy "Wielki Mike":)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dobre podsumowanie na samym końcu. Chyba trzeba tych starych dziadków zepchnąć z piedestału to się może w końcu coś będzie dziać, a nie będziemy musieli tylko narzekać począwszy na brak nominacji, a skończywszy na braku nagrody i przewidywalności do bólu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie te Oskary jakoś w ogole już nie jarają. A jak to działa? Polecam artykuł w GW
    http://wyborcza.pl/1,75248,11239298,Zabic_za_Oscara__czyli_brudy_hollywoodzkiej_promocji.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Ups, nie zauważyłam, że pod linkiem nie ma całego artykułu. Ja czytałam go w gazetowym wydaniu. W sumie nic nowego, ale warto sobie czasem uzmysłowić, że czym kierują się, albo czym sie w ogóle nie kierują, jesli chodzi o przyznanie Oskarów.
    Strasznie mi się spodobała Meryl Streep, słyszałam ja w na drugi dzien w jakichs wiadomościach, gdy powiedziała, tuż po ogłoszeniu jej wygranej, że Slyszy jak pół Ameryki wzdycha "znowu ona!". To sie nazywa mieć dystans do samej siebie. Taki mają tylko wielcy ludzie. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.