Strony

środa, 21 marca 2012

Wszystko o Stevenie (All About Steve, 2009)

reżyseria: Phil Traill
scenariusz: Kim Barker
produkcja: USA
gatunek: komedia
dystrybucja polska: Imperial - Cinepix

Długo się przed tym filmem ukrywałam. Nie zachęcała mnie ani ogólna ocena w serwisach filmowych, nie zachęcały pojedyncze komentarze, a już tym bardziej Złota Malina dla Sandry. Mojej ukochanej Sandry, której zwyczajnie nie chciałam oglądać w gorszej kondycji. Włączyłam w ramach wieczoru "mózg mnie boli, nie chce mi się nad niczym myśleć", zupełnie bez entuzjazmu. I zaskoczenie, bo okazało się, że i sam film jest całkiem znośny, i Sandra została kompletnie tą Maliną skrzywdzona. Ale po kolei.

Mary Horowitz (Sandra Bullock) jest szaradzistką - z pasją tworzy krzyżówki dla lokalnej gazety. Jest starą panną, gada do swojej świnki morskiej, ubiera się jak 15-latka, rzucając się w oczy dzięki słodkim czerwonym kozaczkom, i w dodatku mieszka z rodzicami. Jest kompletnie zakręcona, co nie przysparza jej sympatyków. Gdy rodzice umawiają Mary na randkę w ciemno, nie jest zachwycona. Aż do momentu, gdy w całej okazałości staje przed nią Steven (Bradley Cooper) - przystojny operator kamery, który wydaje się być dziewczyną zauroczony. Niestety, także do czasu. W wyniku typowego dla relacji damsko-męskich nieporozumienia Mary dostaje bzika na punkcie Steve'a i nie waha się uczynić wszystko, by przekonać go, że są dla siebie stworzeni. Przy okazji doświadczając przygody swojego życia.

To nie jest komedia, która śmieszy co minutę, ale nie jest to też komedia debilna. Powiedziałabym raczej, że humor jest tu dość stonowany - tym, co śmieszy, jest raczej absurd i różne przejawy paranoi, a w całej historii jest więcej ciepła i kilku mądrości niż ostrej jazdy bez trzymanki. Postać Mary Horowitz jest wyjaskrawiona, ale nie po to, by na siłę bawić czymś, co w gruncie rzeczy bawić nie powinno, ale raczej, by tym silniej uwydatnić jej życiowy dramat i sposób, w jaki próbuje się uporać z własną samotnością. Mimo tego, że jest kompletnie odjechana, niedorzeczna, śmieszna wręcz, nie da się jej nie lubić - pasja, która ją prowadzi, nieporadność i absolutna naiwność, są ujmujące. Bullock zagrała tę rolę świetnie. U jednej z blogerek natknęłam się ostatnio na pytanie retoryczne w tym kontekście: od kiedy to dostaje się Złotą Malinę za rolę, a nie grę? Bo, ewidentnie, Sandrze nie można tu niczego zarzucić; a to, że jej bohaterka ma trochę nie po kolei w głowie... Zresztą te nagrody zupełnie mnie nie ruszają, rzadko w ogóle pamiętam, żeby zerknąć, kogo obsmarowano tym razem, ale skoro muszą zarabiać, niech zarabiają, nie ma się czym sugerować (właściwie tak jak i w przypadku innych globów i oscarów; i kto to mówi...).

Mimo wielu niedociągnięć w konstrukcji pozostałych bohaterów i całej fabuły, spodobała mi się powściągliwość twórców w dopinaniu historii na ostatni guzik, sileniu się na jednoznaczny, niepodlegający dyskusji i, naturalnie, happy end. Naprawdę więc nie jest źle, ale nie wydaje mi się też, by był to film nadający się na ambitny wieczór z kinem. Ale na stan, w którym się znajdowałam - wystarczający.

Czy polecam? Powiem tak: zdaję sobie sprawę, że mogę nie być w pełni obiektywna i racjonalizować sobie niezbyt wysoki poziom filmu olbrzymią sympatią do Sandry Bullock. Miejcie to na uwadze:)

6 komentarzy:

  1. Dla mnie Bullock pokazała że jest bardzo dobrą aktorką, postać miała bardzo skomplikowana a zagrała super. W pełni podzielam tą recenzje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście jestem również zdziwiony maliną dla Sandry - mimo iż sam film nie przypadł do gustu krytyką to jej samej nie można absolutnie nic zarzucić. Mi się film naprawdę bardzo podobał i uważałem go za "uroczy", lekko przesłodzony postacią Mery - ale w dobry sposób - a do tego ten specyficzny humor dzięki któremu przez cały film wywoływał u mnie uśmiech na twarzy.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    http://sandra-bullock2.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. cieszy mnie pozytywna recenzja bo zaszufladkowałam ten film jako pocieszyciel w czasie chandry, mam kilka razy w roku taki dzień czy dwa gdy oglądam masowo wszystkie stricte komercyjne dziełka z danego lub zeszłego roku, ostatnio padło na filmy sensacyjne, tym razem pewnie komedię, więc cieszy że istnieje szansa iż nie wyłączę po 10 minutach ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Osobiście, też chciałam obejrzeć dla Sandry, bo jest taka sympatyczna, ale wszyscy tak mi odradzali, że w końcu nie miałam go z kim obejrzeć. No i jakoś ta fryzura Sandry... trochę dziwna. A i malina, to racja, utwierdziła mnie jednak, w tym, żebym sobie darowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kino pomysłowe bym powiedział, osobiście obejrzałem na podobnej zasadzie jak Ty, czyli boli mnie mózg...
    Odbiega troszkę od komediowych romansideł. Co do malin to masz rację, aczkolwiek zdziwiło mnie to że Sandra rolę przyjęła. To przecież przeciętniak dla nastolatek, film może nie jest ani dobry, ani zły. Fakt bawi, ale trudno mi powstrzymać się od wrażenia, że to produkcja dla amerykańskich dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może po prostu oceniła, że rola daje możliwości wykazania się? W końcu jakby nie było Mary jest szalona i potrzeba sporo ekspresji, żeby zagrać te jej dziwactwa:) Ale też nie zapominajmy, że Sandra nie ma na koncie tylko świetnych ról. Choćby Miss Agent - to chyba podobna półka jak powyższy film.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.