No nie bardzo - wydawało mi się - to jest mój styl. Film akcji? Dwóch agentów i ona? Że jakaś wojna? No proszę was. A więc (nie zaczyna się zdania od "a więc"...) niespecjalne było moje nastawienie, gdy w końcu gdzieś w pół kroku życiowego zakręcania, jakiego z mężem ostatnio doświadczamy, przyszło mi film McG zobaczyć. W gruncie rzeczy nic też wielkiego z niego nie wyniosłam, bo i film wysokich lotów nie jest, ale przynajmniej - i to się ceni - oglądało się przyjemnie, bo i akcja wartka, i gagi całkiem niezłe, i na Reese zawsze miło popatrzeć, a i Tom Hardy to zdecydowanie smaczny kąsek - nie tylko pod względem fizycznym: jego ostatnie role tylko wzmagają apetyt na zbliżającego się wielkimi krokami nowego Batmana, gdzie Hardy wciela się w postać Bane'a. Yummy.
FDR (Chris Pine) i Tuck (Tom Hardy) są zawodowo agentami do zadań specjalnych, a prywatnie - najlepszymi kumplami. Pierwszy to typowy bawidamek - stałe związki są mu obce, jest pewny siebie i swojego czaru, z łatwością zdobywa (i łamie) kobiece serca. Drugi to spokojny, trochę nieśmiały w kontaktach z płcią piękną rozwodnik i ojciec, który nie potrafi stworzyć więzi z kilkuletnim synem. No i ona - Lauren (Reese Witherspoon) - piękna, bystra, dobra i... samotna. Spotykają ją osobno i przypadkiem, a kiedy orientują się w tym fatalnym zbiegu okoliczności, żaden nie jest w stanie zrezygnować z tak pięknej kobiety. A więc wojna.
To nie jest skomplikowana fabuła. To nie jest też inteligentna gra z nieprzewidywalnymi zwrotami akcji i finałem, którego nie sposób się domyślić. To banalna rzecz jest, prawdę mówiąc. Choć gdzieś tam z raz czy dwa wpadasz w pułapkę i naprawdę zastanawiasz się, który ma większe szanse i którego ostatecznie dziewucha wybierze, sprawa jest jasna jak słońce i end może być tylko jeden. Ale to wszystko wcale nie znaczy, że film jest do niczego. Nawet z prostej fabuły można zrobić film, który da się oglądać i który nadaje się na zabicie nudy w miarę przyzwoity, bezkrwawy sposób. Ja wiem, że ten film gdzieniegdzie jadą i że może moje pozytywne wrażenia opierają się na dość lajtowym nastawieniu i babskiej sympatii do romantycznych wątków (bo - umówmy się - ta cała "akcja" z Tilem Schweigerem w roli głównej - to jakaś kpina z filmów sensacyjnych i ewidentnie wciśnięta tam dla tła, żeby nie było, że to kolejna papka dla targetu filmów nakręconych na podstawie wyciskaczy łez Sparksa), ale, ludzie, nie bądźmy tacy sztywni i poważni. Czasem miło popatrzeć, jak ładni ludzie rywalizują o innych ładnych ludzi i że z tych ładnych ludzi tworzą się ładne pary. No bo niemiło?
Chris Pine, którego kojarzę właściwie tylko z rewelacyjnego (ale bardziej za sprawą Denzela niż jego właśnie) Niepowstrzymanego, nadal specjalnie mnie nie kręci. Za to Tom Hardy - jak już zajawiłam na początku - dość bardzo i zaczynam rozumieć zachwyty Quentinho nad jego aktorstwem. Zacieramy ręce w oczekiwaniu na 27 lipca [dla laików, jeśli są tu tacy: to data premiery nowego Batmana]. A Reese... Reese - co tu dużo mówić - możecie bzdurzyć, że ma twarz jak pekińczyk i niedobrze się robi od jej słodkich minek, ale ja uwielbiam na nią patrzeć począwszy od Szkoły uwodzenia, przez nieśmiertelną Elle Wood z Legalnej blondynki, aż po poważniejsze i naprawdę niezłe późniejsze kreacje. Klasa.
Czy polecam? A więc właściwie całkiem tak.
Mi ten film się tak średnio podobał, nie byłem zachwycony, ale dla rozrywki warto obejrzeć :) Zapraszam do siebie na losowanie filmu na DVD "Mój tydzień z Marilyn"... liczę na to, że się zgłosisz :D
OdpowiedzUsuńZa Reese nie przepadam, choć w "Wyborach" była przewyborna. Toma Hardy'ego bardzo lubię, głównie za aktorstwo, tego pana Pine'a nie znam, Schweiger - wiadomo, z sąsiadami trzeba trzymać. Komedię też czasem lubię, szczególnie dla oddechu, po poważniejszych filmach. Tylko, że albo lubię bardzo głupie komedie, albo mądre (nie muszą być bardzo). Przy okazji sprawdzę, czy ta się w którejś z tych kategorii mieści. Hardy jako komik? To trzeba zobaczyć!
OdpowiedzUsuńSłyszałam różne opinie na temat filmu, ale mimo wszystko jestem nawet zachęcona (tak jak większość z powodu Hardy'ego).
OdpowiedzUsuńJuż przewidziałem sukces Fassbendera po jego roli w "Głodzie", zatem i Hardy'iego też czeka wielka kariera :D Hardy po prostu mnie nokautuje z każdą kolejną rolą, choć do poziomu Bale'a, czy wspomnianego Fassbendera mu jeszcze trochę brakuje. Ale czuję, że Batman to zmieni, a Bane zapisze się w historii kina jako jeden z najlepszych czarnych charakterów, jakich kiedykolwiek widzieliśmy.
OdpowiedzUsuńquentinho
No ja nie podzielam zachwytów nad Fassbanderem - jest dobry, ale bez przesady. Za to Hardy'ego z przyjemnością obserwować:)
OdpowiedzUsuńMnie jedno martwi... U aktorów pojawiło się cholernie zdolne pokolenie, kto wie może najlepsze w historii, Hardy-Bale-Fassbender nokautują każdą kolejną rolą, a u kobiet? Trudno wskazać tak wyraziste młode postacie. Portman? I kto jeszcze? Keira stacza się na dno grając ciągle w kostiumach, te same postacie. A tak? Nie ma innych. No nic, może za pare lat i u aktorek pojawi się takie niesamowite trio, bardzo bym tego chciał.
OdpowiedzUsuńquentinho
Ja, jak wiesz, za Fassbenderem nie szaleję, ale Bale'a uwielbiam i zgadzam się w 100%. Hardy'ego dopiero zaczynam obserwować, więc trudno ocenić. Natomiast jeśli chodzi o aktorki - zupełnie nie zgodzę się co do Portman, bo ona ma role dobre i bardzo dobre, a czasem słabe i bardzo słabe. Kiedyś widziałam takie zestawienie nowego pokolenia zdolnych młodych aktorek: Mulligan - Williams - Wasikowska. Z ostatnią się nie zgodzę, ale nad Mulligan i Williams pomyślałabym dłużej. Osobiście widziałabym na podium Jessicę Chastain i Anne Hathaway.
OdpowiedzUsuńTen i inne filmy możecie obejrzeć na www.bibliotekafilmowa.pl . Bez rejestracji i w pełni za darmo ;)
OdpowiedzUsuńWitam, obejrzałem dokładnie wczoraj ten film i w pełni zgadzam się z recenzentką. Film znośny, bez fajerwerków, ale przyjemny w odbiorze. Niezłe kino na bezrobotny dzień czy wieczór :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń