Lisa Cohen (Anna Paquin) ma pecha. Przez przypadek staje się świadkiem (a raczej kimś więcej niż tylko nim...) okropnego, śmiertelnego wypadku. Mało tego - trzyma za rękę umierającą ofiarę w ostatnich minutach jej życia, mając świadomość, że w pewien sposób była przyczyną wypadku. Nic dziwnego, że całe to wydarzenie przewraca jej i tak dziwaczne nastoletnie życie do góry nogami. Wokół tyle zamieszania - matka ma premierę, nowego faceta i problemy emocjonalne; w klasie toczą się debaty na temat terroryzmu; stopnie lecą w dół; gość od matmy jest taki pociągający; no i jeszcze to dziewictwo - z kim by tu się go pozbyć. A tu taka trauma. Jak poradzić sobie z poczuciem winy? Jak rozmawiać o tym, co się stało? Jak dalej żyć, kiedy coś się już skończyło?
Najpierw był zwiastun - intrygujące zdarzenie, obietnica walki, zmagań, dochodzeń, brzmiało super. Potem entuzjastyczna recenzja koleżanki, po której już się nie mogłam doczekać. Na koniec niemal zbiegająca się z seansem, mocno studząca oczekiwania opinia kolegi z blogowego sąsiedztwa i... moje absolutnie druzgoczące i przybijające rozczarowanie. Bo Margaret to film z interesującą i bardzo ważną ideą, ale zrealizowany zupełnie bez pomysłu. Nie chodzi przecież tylko o to, żeby nakręcić jakiś film i zrealizować swoje ambicje, ale żeby też wciągnąć widza swoją opowieść, zachęcić do udziału w tej grze, w jakiś sposób zaintrygować, pobudzić, wstrząsnąć, dać emocje - cokolwiek, byle nie pozostawić go obojętnym. A to się tutaj odbywa z porażającą mocą. Zawiązanie akcji, którym jest w Margaret wypadek, a potem konfrontacja Lisy z kierowcą autobusu (fantastyczny w tej roli Mark Ruffalo), to jedyne momenty, które budzą z uśpienia i dają złudną nadzieję na coś więcej niż tylko parę grymasów twarzy i i odwracanie uwagi od najistotniejszego. To nie jest tak, że wątki i postaci drugoplanowe są wyprane z wartości - wręcz przeciwnie: postać matki Lisy jest napisana (i zagrana) rewelacyjnie; dyskusje na temat terroryzmu, który ówcześnie ciągle był świeżym tematem, czy postawy i poglądy młodzieży, konfrontującej się ze stawianymi, odwiecznymi pytaniami o ludzkie istnienie - ważne i ciekawe; wreszcie miasto - które dzięki mądrym ujęciom i nieszablonowemu montażowi - staje się jednym z ciekawszych bohaterów filmu; wszystko to zasługuje na uwagę i, rozmieniane na drobne, jest wartościowe. Ale to, czego oczekujesz - nie dlatego, że masz na to ochotę, ale dlatego, że zostało ci to obiecane - nie pojawia się. Główny wątek zostaje potraktowany po macoszemu, najważniejszy - po Lisie - bohater zamieszania (kierowca) znika zupełnie, a sprawa odszkodowawcza toczy jw biurze adwokata, ani razu nie przenosząc się do sali sądowej albo chociaż do gabinetów drugiej strony. Nudno i do bólu powierzchownie.
Dobrze, że udało się chociaż wydobyć z głównej postaci to, co w całej tej traumie najistotniejsze - wyrzuty sumienia, desperacką walkę o poniesienie konsekwencji, szukanie pomocy, rady, wsparcia u bliskich i obcych, naiwną wiarę w szlachetność tych, którzy powinni wziąć odpowiedzialność, totalne pogubienie się we własnych działaniach, bezsilność w obliczu systemu, wreszcie - zrozumienie, że tak już zostanie, że nic nie można już zmienić, że to pójdzie za tobą krok w krok, gdziekolwiek się udasz. Dobrze napisana (trochę słabiej zagrana - Paquin dawała radę, ale jej pretensjonalność wciąż odrzuca na kilometr, bez względu na to, czy już się z wampirami przyjaźni, czy jeszcze ma to przed sobą) postać. Zabrakło dopełnienia z drugiej strony i konkretnych działań, zwykłej dobrej akcji.
Nie wiem. Może spłycam. Może potraktowałam Margaret jako zapowiedź kina rozrywkowego z głębią i irytuje mnie, że nie dostałam ani rozrywki, ani głębi z prawdziwego zdarzenia. Że wszystko zostało podane nie w tej kolejności, co trzeba i nie w takich proporcjach, które by nasyciły. I to przez 2,5 godziny. Wynudziłam się, po prostu.
Czy polecam? Chyba jednak nie.
Ja czekałem z niecierpliwością na ten film, a tu taka mało pozytywna opinia. No teraz muszę się poważnie zastanowić. Natomiast muszę się pochwalić... Dzisiaj idę do kina na Mroczny rycerz powstaje - nareszcie ! :D Zapraszam do siebie :))
OdpowiedzUsuń