Strony

wtorek, 15 stycznia 2013

Take This Waltz (2011)

film take this waltz plakat
reżyseria: Sarah Polley
scenariusz: Sarah Polley
produkcja: Hiszpania, Japonia, Kanada
gatunek: dramat
dystrybucja polska: Solopan

I znów z niewyjaśnionych przyczyn przeszedłby mi koło nosa świetny film. Nie że nie wiedziałam o jego istnieniu, raczej świadomie zignorowałam go, nie podejrzewając, że za nazwiskiem nieznanej mi Polley kryje się tak niesamowity zmysł obserwacji, którego owocami są historie o bezbłędnej psychologii postaci. Taki właśnie jest Take This Waltz - film o (nie)spełnieniu, małżeństwie i decyzjach, których niepodjęcie rodzi poważniejsze konsekwencje niż konkretne działanie.

Margot (Michelle Williams) jest szczęśliwą mężatką. Przynajmniej nic nie wskazuje, by miałoby być inaczej. Jest tylko trochę zagubiona i niezbyt pewna, czy życie spełniło jej oczekiwania i czy ma prawo jeszcze na coś czekać. Gdy przypadkiem spotyka na swojej drodze Daniela (Luke Kirby), natrętne myśli powracają, a melancholia zajmuje stałe miejsce w jej codziennym życiu. I małżeństwie - pięknej, naturalnej, tylko trochę już spowszedniałej relacji z Lou (Seth Rogen), kucharzem i początkującym pisarzem.

Lubię  dramaty opowiedziane w lekki, trochę przewrotny sposób. Stają się dzięki temu jakoś lżej strawne, naturalniejsze i o wiele bardziej przekonujące niż historie przesiąknięte sentymentalizmem, mocnymi, ale tanimi chwytami emocjonalnymi, sztuczne w przekazie, byle jakie w treści. Oczywiście, że dramatyzm, który wstrząsa, poraża, miażdży i rozbija na atomy jest również potrzebny, a uczucie niemożności przełknięcia trudnej prawdy jest w pewien sposób satysfakcjonujące. Wbrew pozorom jednak to te zwyczajne, powszednie trudności, układające się w dużo większy dramat, dotykają najbardziej. Bo są dziwnie bliskie, dziwnie swojskie, dziwnie... własne. Nawet, gdy z bohaterami nie łączy nas prawie zupełnie nic, pewne zachowania, gesty, spojrzenia, odruchy, słowa są tak znajome, jakby widziane czy zasłyszane dosłownie przed momentem we własnej kuchni.

Nie rozmieniam na drobne małżeńskiej relacji Margot i Lou. O wnikliwym, drobiazgowym, świeżym, mistrzowskim po prostu jej ujęciu mogłabym mówić o wiele za długo i może nie do końca potrzebnie. Kluczowe dylematy bohaterów są tu bowiem doskonale widoczne, a to, co poza tym, co w tle, poczuje, kto... poczuje. A na prowadzenie obserwacji warunki są idealne - niespieszne tempo narracji i leniwe działania postaci doskonale komponują się z dojrzewaniem do (nie)podjęcia decyzji i dobrze kontrastują z burzą myśli, emocji i pragnień, grasujących w rozedrganych ciałach Margot i Daniela.

Michelle Williams, do której nie mogłam się do tej pory przekonać, która nie zdobyła mnie ani w Blue Valentine, ani w Moim tygodniu z Marylin, została mi przez Sarah Polley odczarowana. Wspaniała rola, ani trochę - czego się obawiałam po zapoznaniu się z fabułą - wtórna, zdecydowanie bardziej zasługująca na uwagę (i nominację) niż poprzednie, absolutnie zwyczajna i sugestywna. Partnerujący jej Seth Rogen i Luke Kirby nie tylko się do niej dopasowali, ale i zdołali uzyskać dla siebie kilka chwil, w których dali się zapamiętać zupełnie indywidualnie (szczególnie Rogen). Wspaniałe trio.

Jest w Take This Waltz trochę nierówności, rozwiązań, na które osobiście bym się nie zdecydowała, scen, które niweczą główną koncepcję i odklejają się od niej warstwami, ale - jak widzę po czasie - nie pozostawiają one w pamięci śladu na tyle widocznego, by odbierały filmowi wartość. I choć w gruncie rzeczy w historii Polley nie ma nic odkrywczego, czasem warto posłuchać starych prawd, których aktualność się podejrzewało, ale nad którymi zwyczajnie nie chciało się zatrzymywać. Bo chwila trwała, i była - nieodmiennie - piękna.

Czy polecam? Tak.


5 komentarzy:

  1. Ja niestety znałam Polley wcześniej z dokonań aktorskich. Piszę "niestety", bo przez to się zawiodłam na jej filmie. Jest tam trochę ciekawych motywów, dobrych kadrów, ale oczekiwałam więcej.

    Za to Twój tekst o "Take This Waltz" bardzo dobrze się czyta :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybierała się na ten film i w końcu się nie wybrałam. :( Czułam w kościach, że to może być coś dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  3. jakiś czas temu przeczytałem opis i zabrałem się za ten film jak za wszystkie te 'kocham cię' 'gdzie jest miłość?' 'na co czekamy?'. zupełnie nie spodziewałem się czegoś tak dobrego. michelle znałem jedynie z blue valentine (gdzie zrobiła na mnie całkiem dobre wrazenie), ale to co prezentuje tutaj... naprawdę świetna. oglądałem to jak zaczarowany i dziś wiem, że nie raz do tego filmu wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się spotykam chyba pierwszy raz z przychylnym komentarzem na temat tego filmu, Archibald Sofia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.