Strony

piątek, 8 lutego 2013

Wróg numer jeden (Zero Dark Thirty, 2012)

reżyseria: Kathryn Bigelow
scenariusz: Mark Boal
produkcja: USA
gatunek: thriller
dystrybucja polska: Monolith Films

Muszę przyznać, że od dawna wyglądałam filmu, w którym Jessica Chastain będzie miała wreszcie szansę zagrać pierwszoplanową rolę. Każdy z jej poprzednich filmów spychał ją na pozycje drugoplanowe i choć każdorazowo zajmowała je z gracją, a swą grą przyćmiewała czołowe nazwiska, firmujące film (żeby wspomnieć tylko Służące), ewidentnie brakowało tego spełnienia, jakim byłoby własne, samodzielne i bezwzględnie najważniejsze miejsce w obsadzie. Nie wydaje się przypadkowe, że taką szansę Jess dostała od innej... kobiety. Kathryn Bigelow, jedna z niewielu szanowanych reżyserów w spódnicy i pierwsza w historii zdobywczyni Oscara za najlepszą reżyserię, wie, co dobre. Nawet podwójnie, bo w swoim nowym filmie, oprócz znakomitej Chastain, znalazło się też miejsce na całkiem niezłą realizację.

Nie jest to chyba dla nikogo nowina, że film opowiada o wieloletnich poszukiwaniach szefa Al-Kaidy Osamy bin Ladena. Rzecz opowiedziana jest z perspektywy działań CIA, w szczególności zaś młodej agentki, Mai (Jessica Chastain), która została zwerbowana do agencji tuż po maturze. Bin Laden jest jej pierwszą "sprawą" i poświęca mu kilkanaście lat swojego życia, redukując do minimum życie prywatne. Że się opłaciło, jest chyba jasne.

Dobry to film, kurczę. Zwyczajnie dobry to film. Oszczędny w środkach wyrazu, całkiem skromny, jak na rzecz o Ameryce i terroryzmie (w zestawieniu z patosem bijącym z Lincolna czy, w mniejszym stopniu, ale również - Argo, wypada zaskakująco bezpretensjonalnie), surowy w ocenie, a właściwie jej braku, bo Bigelow i Boal zajmują pozycję obserwatorów i patrzą na działania bohaterów swoimi dość i tak obiektywnymi jak na amerykańskie oczami. Całość bardzo stonowana, a przy tym niepozostawiająca miejsca na nudę - długość, na którą tak narzekałam przy okazji Lincolna czy Nędzników tutaj zupełnie nie przeszkadza. Ma na to wpływ zapewne przemyślane stopniowanie napięcia, o które - umówmy się - wcale nie było łatwo ze względu na znajomość faktów, ergo zakończenia akcji i filmu. Realizacyjnie wykonano tu więc całkiem dobrą robotę.

Trochę może mniej doskonałe jest rozłożenie akcentów fabularnych. Punktem kulminacyjnym filmu jest, naturalnie, nalot na posiadłość, w której przebywa bin Laden. Logicznie rzecz biorąc, powinien być to najciekawszy i najbardziej, a przynajmniej bardziej niż rzuty na układanie mozaiki z zebranych przez lata nazwisk, dat, miejsc i innych zdarzeń, emocjonujący moment w filmie. Tak nie jest. Powiem więcej: ta akcja burzy budowaną skrupulatnie od początku rzetelność przekazu i zainteresowanie widza. Nie to, że sama w sobie jest nieciekawa czy fałszująca rzeczywistość (zresztą, nie mnie to oceniać, o merytorycznych aspektach filmu dyskusja trwa od miesięcy), ale wszystko to, co do niej prowadziło, poczynając od konstrowersyjnych przesłuchań, przez żmudną, papierkową pracę Mai, aż po kolejne tropy i biurokratyczne dysputy, było po prostu bardziej dynamiczne i soczyste. Nie wiem, skąd to wrażenie. Może mylne. Koniecznie dajcie znać, czy odkryliście je również. Powtórzę się: w żadnym razie ta uwaga nie wpływa na całościową ocenę filmu.

Można dyskutować nad rzetelnością przedstawionych faktów. Pojawiło się zresztą i pojawia nieustannie wiele kontrowersji związanych ze specyfiką przesłuchań, organizowanych przez CIA, lokalizacji tajnych więzień, istnienia Mai i jej faktycznej roli w poszukiwaniach bin Ladena. Mnie to niespecjalnie interesuje z dwóch powodów. Po pierwsze, to rzecz dla historyków, polityków, dyplomatów i dziennikarzy, którzy chętnie zajmują się takimi tematami przez całe lata. Po drugie, to nie ma znaczenia, bo Wróg numer jeden nie jest filmem dokumentalnym, a fabularnym - ma więc w definicję wpisaną pewną swobodę w prezentacji i interpretacji faktów. Oczywiście, Bigelow i Boal odwalili kawał dobrej roboty, przekopując się zapewne przez tony źródeł i docierając do osób, które mogły udzielić im informacji z pierwszej ręki, nie oznacza to jednak, że nie mogli w pewnych miejscach skorzystać z tej wolności i wypełnić luki mniejszą czy większą fikcją. Normalna sprawa, to kino przecież. Nie wiem, czym się tu bulwersować. Kino nieczęsto spełnia w 100% funkcję edukacyjną, a już tym rzadziej zastępuje podręcznik do historii. O czym my tu więc.

W moim odczuciu Wróg... jest zdecydowanie lepszym filmem niż W pułapce wojny. Bigelow dobrze wykorzystała czas pomiędzy tymi projektami, poprawiając błędy popełnione przy okazji swojego pierwszego oscarowego filmu, ucząc się choćby żonglowania napięciem i tonacją.  We Wrogu... rewelacyjnie podkreślanymi przez niezwykłe, groźne i mistyczne kompozycje Desplata. Oczywiście, odbiór filmu jest tym lepszy, że firmowany nazwiskiem tak dobrej aktorki, jaką jest Chastain. Nie ma tu zresztą nad czym rozprawiać - Jess wypada tu znakomicie zarówno w scenach emocjonalnych (początek i koniec, świetna klamra), jak i surowych, przedstawiających jej bohaterkę jako dyplomatkę i zimnokrwistą, upartą i niezłomną agentkę. Zasłużona nominacja i,wierzę, że także Oscar. W ramach ciekawostki: tę rolę pierwotnie zagrać miała Rooney Mara.  Totalnie widzę ją w tej roli. Byłaby świetna. Ale i tak wyszło wspaniale.

Czy polecam? Tak. Warto zobaczyć.


10 komentarzy:

  1. Narobiłaś mi apetytu na ten film.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nadal nie chcę go oglądać. Jest to zwykła jankeska propaganda utkana według starannie ułożonego scenariusza pełnego kłamstw i bezczelnych mistyfikacji. Iście Hollywoodzka walka dobra ze złem, która ma za zadanie chwytać za serce i spajać łzy Amerykanów ze łzami całego współczującego im świata cywilizacji zachodniej, czyli też i tej naszej, mojej. Szkoda tylko, że to wszystko jest wierutnym kłamstwem. Bin Ladena stworzyli sami Amerykanie. Ten prawdopodobnie nawet nigdy nie istniał, dowodów i nieścisłości na to jest aż nadto. Lubię fikcję literacką, ale nie taką, która powszechnie jest kreowana na przenajświętszy dogmat. Czuję się zwyczajnie oszukiwany, a nie lubię, w życiu, w kinie, wszędzie. Dlatego ja tego filmu nie kupuję. Być może jest naprawdę dobry i świetnie zagrany, ale obraża moją inteligencję, moje poglądy, ale przede wszystkim przeczy faktom, a przecież na nich jest niby opierany. Cóż. Nie mój świat. Nie moje kino.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "A ja nadal nie chcę go oglądać. Jest to zwykła jankeska propaganda utkana według starannie ułożonego scenariusza pełnego kłamstw i bezczelnych mistyfikacji." :DDDDDDdddddddddddddddddddddddddddddddddddddddddd

      Usuń
  3. Film do obejrzenia w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. czytałam już jego recenzję w zestawieniu z "Tajemnicą Westerplatte" - nie wiem, czemu zestawione w ten sposób, jednak w tamtym porównaniu "Wróg" wygrywał z tajemnicą bezapeacyjnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie nie moje klimaty, ale po tej recenzji spróbuję przymierzyć się do obejrzenia. Oby było warto. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja się zawiodłem tym filmem, przez cały czas trwania nie odczułem żadnych emocji, a w połowie juz przestalo mnie interesować, o co tak wgl chodzi.

    Zapraszam do przeczytania mojej recenzji: http://piwos-filmowo.blogspot.com/2013/02/20-wrog-numer-jeden.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie uważam by końcowa akcja w posiadłości nie pasowała do całego filmu. Tak, jest inna od poprzednich dwóch godzin, ale imo zrealizowana jest perfekcyjnie - dawno nie czułem tak wysokiego napięcia, dawno żadne z końcowych scen mnie tak mocno nie zamurowały. Osiągnięcie tym większe, bo przecież dokładnie wiedzieliśmy jak ten film się skończy i co się wydarzy, a całą akcję oglądałem na wstrzymanym oddechu.
    Cudowne jest tu również zakończenie, te dwie niesamowicie spokojne, kameralne i gorzkie sceny z Chastain. Pierwsza gdy podchodzi do worka, i druga gdy siedzi już w samolocie. Nie wyobrażam sobie lepszego, bardziej pełnego i przepełnionego różnymi myślami zakończenia. I bardzo cieszę się, że to właśnie Chastain, a nie Mara zagrała tę rolę - wreszcie pierwszy plan dla Jessici, sprawdziła się w nim genialnie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Wczoraj oglądałam. Emocje, cholerne napięcie - powodujące bezruch. Co więcej? Polecam!!!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.