Z Leną Dunham pierwszy raz spotkałam się przy okazji serialu Dziewczyny. Dziwne to było spotkanie. Oryginalność i świeżość produkcji - zarówno w warstwie fabularnej, jak i realizacyjnej - zestawione z wiekiem Amerykanki, imponowały. Naturalizm, dyskomfort, w który wprowadzało wiele scen, kontrasty, na których zbudowany jest scenariusz - wszystko to odpychało, ale też w dziwny sposób przyciągało, intrygowało, zaciekawiało. Moja przygoda z serialem zakończyła się na ósmym odcinku pierwszego sezonu, dokładnie w momencie, gdy Lena Dunham zaczęła być obsypywana najważniejszymi nagrodami filmowymi za swoją twórczą pracę. Dlaczego? Coś w Dziewczynach mi nie odpowiadało. Może była to estetyczno-intelektualna niewygoda, która doskwierała mi podczas seansów, może bardzo specyficzny nastrój, w który Dunham wprowadza, opowiadając swoją historię, może lekkie znużenie wciąż tymi samymi problemami. Na zastanawianiu się, czy nie dać serialowi jeszcze jednej szansy zastał mnie festiwal, w którego programie znalazł się m.in. uroczo zatytułowany, pełnometrażowy, poprzedzający Dziewczyny o dwa lata, film Mebelki.
Aura (Lena Dunham) ma 22 lata i właśnie skończyła szkołę. Po powrocie do rodzinnego domu próbuje odnaleźć się w nietypowych warunkach, jakie tam panują, a przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: co dalej z moim życiem?
Kto widział choćby jeden odcinek Dziewczyn, ten wie, że pytanie to brzmi bardzo znajomo. Dunham nigdy nie ukrywała, że jeszcze niedawno sama stała przed takim dylematem. Tak jak miliony dziewczyn i młodych ludzi w ogóle na całym świecie, i to każdego roku. Problem wejścia dwudziestokilkulatków na rynek pracy i związana z tym często konieczność przeczekania niefortunnego okresu pod dachem rodzinnego domu, brak samodzielności i niezależności finansowej, emocjonalna huśtawka, jaka rodzi się w zderzeniu z frustrującą rzeczywistością, daleki od marzeń start w dorosłość, a obok właściwe dla tego etapu życia rozterki sercowe, seks, zabawa i używki - kontekst, w który Dunham wpisuje swoją historię jest naprawdę obszerny. W obu przypadkach - serialu i filmie - problemy te zajmują bardzo ważną rolę fabularną: są punktem wyjścia i motorem działań bohaterki.
I bohaterów, bo filmowa Aura (i jej serialowe alter ego - Hannah) ma szczególny dar przyciągania do siebie ludzi i totalną łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Dla tych rozmów, opartych czasem tylko i wyłącznie na spełnieniu komunikacyjnej funkcji fatycznej, z których wyziera bezlitosna szczerość, otwartość i naturalność, warto ją poznać. W Mebelkach Lena Dunham dała pole do popisu przede wszystkim sobie (w odróżnieniu do serialu, gdzie uwagę na równi poświęca swoim serialowym koleżankom) - to wokół niej kręci się akcja, to ona jest tu najważniejsza, to jej dotyczy cała ta historia. I choć wielu może mieć zastrzeżenia do jej gry - bo nie grzeszy pięknością, bo ma cellulit, bo nie tryska seksem etc. - to jednak jest w niej coś na tyle magnetyzującego, że nie tylko ciekawi, ale i pozostawia po sobie niedosyt. Filmowa Aura dookreśla się zresztą najlepiej we wspomnianych sytuacjach komunikacyjnych. A do tych najciekawszych należą przede wszystkim rozmowy z Jedem (Alex Karpovsky) oraz Charlotte (rewelacyjna Jemima Kirke, znana z serialu jako Jessa, której kariera aktorska ogranicza się - serio?! - tylko do ról u Dunham), z którymi Aura wchodzi w osobliwe relacje i którzy mają na nią największy wpływ. Ciekawa jest też relacja dziewczyny z rodzicami - w Mebelkach uosabianych przez matkę-artystkę, fotografującą tytułowe mebelki, w Dziewczynach przeciętne, amerykańskie małżeństwo w wieku średnim.
Lena Dunham jest indywidualistką. Jej styl jest niepodobny do żadnego innego, nietuzinkowy, świeży i warty poznania. Czy przypadnie do gustu - to już inna rzecz. Pewne jest, że jej twórczość, nazywana szumnie głosem pokolenia (konsumpcjonizmu), jest ważnym śladem na niezależnej mapie kinematografii i nadzieją, że normalność też ma szansę zaistnieć w wielkim świecie filmu.
Czy polecam? Tak.
Mnie Dziewczyny odrzucały i nie był to serial, na którego odcinki czekałam z tygodnia na tydzień. Pierwszy sezon obejrzałam bo o serialu było głośno. Jakiś czas temu w maratonie obejrzałam i drugi sezon Dziewczyn (zdecydowanie lepiej mi się to ogląda odcinek za odcinkiem) wciąż pokrecone i dziwne...Polecasz mebelki bo podobne, heh dodaję do listy do obejrzenia ;-)
OdpowiedzUsuńJa najpierw obejrzałem Mebelki, za Dziewczyny wziąłem się później. I muszę przyznać, że film był ciężki - właśnie przez tę innowacyjność, bardzo dziwne aktorstwo i niespotykany klimat. Zupełnie nie sodziewałem się czegoś takiego. Mimo wszystko do mnie dużo bardziej przemawia serial.
OdpowiedzUsuńCzyli podobnie "nieokreślone" odczucia:) Dobrze, że nie jestem w tym odosobniona:)
OdpowiedzUsuńOdważnie:)
OdpowiedzUsuńZgodzę się z tym, że nie jestem to serial, na którego kolejne odcinki czeka się z utęsknieniem. I rzeczywiście - przełknięcie go w całości to niezły pomysł:)