Lubię filmy, które nie zapowiadają niczego wielkiego, traktują o - wydawałoby się - codziennych sprawach i dramatach, a okazują się perełkami. Smashed to właśnie taki film - niepozorny, prosty, szablonowy, a jednak interesujący i warty uwagi. Nie bez przyczyny znalazł się w Konkursie Głównym OFF Plus Camera, a już z pewnością nie za darmo otrzymał nagrodę specjalną jury w Sundance. Zwycięstwo minimalizmu? Chyba.
Kate (Mary Elizabeth Winstead) i Charlie (Aaron Paul) to młode małżeństwo, które wolny czas spędza na korzystaniu z uciech życia. Nie stronią od zabawy, seksu i alkoholu. Alkoholu przede wszystkim. Kubeł zimnej wody, jaki los wylewa na Kate podczas poalkoholowej wpadki w pracy, sprawia, że dziewczyna chce zmienić swoje życie. Na drodze powrotnej do trzeźwości nie odnajduje jednak wsparcia bliskich.
James Ponsoldt ma nosa do współpracowników. Smashed stoi przede wszystkim dobrym aktorstwem. Mary Elizabeth Winstead, kojarzona lepiej przez fanów Tarantino, z którym pracowała przy Grindhouse: Death Proof (zagrała tam jedną z szalonych dziewczyn, Lee), dopiero niedawno wyszła z cienia kolegów i koleżanek, obstawiających role pierwszoplanowe. Główne role w tanecznym romansidle dla nastolatków (Just Dance - Tylko taniec!) i horrorze Coś nie były może objawieniem, ale zostawiły po sobie przyjemne wrażenie. W Smashed Winstead takich odczuć nie wywołuje. W Smashed Winstead zwyczajnie, bezpretensjonalnie miażdży. To, co wyprawia na ekranie - w alkoholowym amoku przede wszystkim, ale nie tylko - to uczta dla koneserów naprawdę dobrego, poruszającego aktorstwa. Ale choć to ona rządzi historią, jej partnerzy wcale nie odstają od poziomu, który narzuca. Aaron Paul wreszcie dostał szansę zagrania poważnej, dramatycznej roli i wykorzystuje ją w 100%. Wrażenia dopełnia bardzo przyzwoite tło z pocieszną, jak zawsze, Olivią Spencer i Nickiem Offermanem. I, nade wszystko, umiejętna praca operatorów, którzy kadrują w taki sposób, by umożliwić aktorom jak najpełniejsze oddanie osobowości bohaterów.
Alkoholizm, który jest głównym tematem filmu, został już w kinie odmieniony przez wszystkie przypadki. Ponsoldt nie odkrywa Ameryki - nałóg wyniszcza od wewnątrz i na zewnątrz, a próba wyjścia z niego to standardowa formuła znana każdemu członkowi AA. I chyba właśnie ta prostota w podejściu do tematu, unikanie intelektualizowania brutalnej rzeczywistości, jaka jest codziennością milionów ludzi na całym świecie, jest zaletą Smashed. Nałóg, jaki jest, każdy widzi. Jakie są jego konsekwencje - również. Którą drogę wybierzesz, zależy już tyko od ciebie.
Czy polecam? Tak.
Na niedzielne popołudnie z rodziną pewnie się nie nadaje, ale z chęcią obejrzę w samotności.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiła Twoja recenzja, bo lubię takie produkcje - kameralne, jak napisałaś - 'minimalistyczne'. Dzięki za polecenie!
OdpowiedzUsuń