scenariusz: Matt Ross
produkcja: USA
gatunek: dramat
dystrybucja polska: Best Film
"Co nas kręci w seksie z nieznajomym?" - pyta dystrybutor z plakatu, promującego film. Sparafrazuję: co nas kręci w filmach o seksie, nie tylko z nieznajomymi? Nie lubię takich filmów. Reklamuje się je zazwyczaj tylko w oparciu o realizujący się ponoć nieustannie akt miłosny i wielu nabiera się na to, rozczarowując się okrutnie, gdy scen erotycznych w filmie jest tyle, co kot napłakał. Dobrze to i źle (że tak jest). Dobrze, bo oglądanie czyjegoś seksu, w dodatku ze świadomością, że to wszystko to nieprawda jest, a biedni i obcy sobie aktorzy i statyści obmacują się przed kilkunastoosobową ekipą zdjęciową, przez regulaminowe 90 minut jest co najmniej dziwne. Nie że niespotykane, bo to może aż nadto, ale dziwne i niepoważne. Po co innego kino zostało stworzone. Matt Ross, który odwiedził wraz ze swymi bohaterami tytułowe pokoje hotelowe, na szczęście to rozumie.
Ona (Marin Ireland) i On (Chris Messina) spotykają się podczas służbowej podróży w jednym z wielkomiejskich hoteli. Kilka przelotnych spojrzeń, kokieteryjna mowa ciała, jedna myśl wystarczają, by spotkali się w pokoju na - jak im się wydaje - jednorazowej przygodzie. Wspierany ich wysiłkami los styka ich ze sobą jednak jeszcze niejeden raz, a zawiązująca się między kochankami relacja szybko przestaje przypominać zwykły romans.
Historia dwojga bohaterów filmu jest bliższa życiu niż się początkowo wydaje. Nieczęsto może dajemy się porwać chwili i korzystamy z kuszących, acz niemoralnych propozycji losu, ale wszystko to, co dzieje się po jej zrealizowaniu jak żywo przypomina relacje, w których się odnajdujemy. Seks, który rozpoczyna całą sekwencję hotelowych spotkań, jest tu tylko punktem wyjścia do stopniowej, półświadomej reorganizacji życia bohaterów. On - młody pisarz, z powodzeniem układający sobie życie z nową dziewczyną - wciąż szuka siebie; przelotny związek traktuje jak przygodę, jeszcze jeden krok do zdobycia odznaki męskości, nie mając pojęcia, że zaangażuje się weń tak szybko. Ona - mężatka z ustabilizowaną sytuacją zawodową - długo opiera się nowemu uczuciu, okłamuje jego i siebie, że to nic poważnego, że tęsknota, która nią targa przy kochającym mężu to tylko głupie, niewiele znaczące emocje. Oboje próbują oszukać szczerość, na której zbudowali tę niebezpieczną relację.
Ross nie bawi się z nikim w ciuciubabkę. Dający mnóstwo adrenaliny, ekscytujący z początku romans zaczyna uwierać, gdy w grę wchodzi przywiązanie, gdy okazuje się, że ona i on to nie tylko seksowni, atrakcyjni, pociągający fizycznie przypadkowi nieznajomi, ale że to być może drugie (zagubione?) połówki, ludzie z krwi i kości, z którymi się dogadujemy, czujemy swobodnie, jesteśmy szczerzy, możemy właściwie ułożyć sobie życie. Relacja, która rodzi tak dużo pytań, że ostatecznie doskwiera, dusi, wymaga odpowiedzi, (do)określenia, spełnienia, kropki. W przypadku gości 28 pokoi hotelowych realizująca się ostatecznie w bardzo dwuznaczny sposób. Na tyle atrakcyjny psychologicznie, by się nad nim samodzielnie zastanowić.
Czy warto? Tak.
Widziała ten film już jakiś czas temu i zgadzam się, jest bardzo życiowy. Na początku bohaterka strasznie mnie irytowała dopóki nie zaczęłam si zastanawiać, jak ja bym się w takiej sytuacji zachowała.
OdpowiedzUsuńNie obejrzałam i pewnie nie obejrzę, nawet jeśli aspekt erotyczny nie jest tak doskwierający. Nie lubię filmów, w których seks gra główną rolę. To nie pruderia, po prostu przeraźliwie mnie nudzą. Jeśli aktorzy obmacują się dłużej niż przez parę sekund, wyłączam się i zaczynam myśleć o czymś innym. Pewnie dlatego po obejrzeniu trailera tego filmu pomyślałam: nie będę się tak katować. :P Awersję wywołaną przez trailer trudno przełamać nawet dobrymi recenzjami.
OdpowiedzUsuńNie będę się wypowiadać, co do życiowości, jako że nie widziałam filmu. Ale już same opisy takich produkcji wydają mi się tak prawdopodobne jak wygranie szóstki w lotka. Obserwacja życia ludzi wokół mnie podpowiada raczej coś odwrotnego, ludzie bardziej cierpią z niedomiaru niż z nadmiaru. Znalezienie choć jednego sensownego partnera w prawdziwym świecie to już wyczyn. ;)
Bardzo podobał mi się ten film. Na pewno do niego wrócę. Uważam, że ludzie którzy go krytykują po prostu go nie rozumieją, a może nigdy nie byli w takiej sytuacji gdzie miłość walczy z rozumem. Ja na pewno go polecam i podoba mi się Twoja recenzja - jest bardzo trafna. Pozdrawiam Aurelia
OdpowiedzUsuńWydaje się ciekawy,mimo,że nie lubię filmów o tematyce erotycznej,ale coś mnie ciągnie,aby to obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuń