Strony

wtorek, 13 sierpnia 2013

Millerowie (We're the Millers, 2013)

millerowie recenzja
reżyseria: Rawson Marshall Thurber
scenariusz: Steve Faber, Bob Fisher, Sean Anders, John Morris
produkcja: USA
gatunek: komedia
dystrybucja polska: Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o.o.

Rzadko zdarza mi się recenzować komedię, co wynika z dwóch rzeczy: po pierwsze, traktuję je jako niezobowiązującą (tylko li) rozrywkę, która ma mnie oderwać od codziennych zajęć i problemów, podnosząc przy okazji poziom endorfin; po drugie, nie za bardzo jest w ich przypadku o czym pisać - mają w końcu (roz)bawić, a nie dać do myślenia i skłonić do analizy swojego "ja". Tym razem jak zwykle starałam się nie iść do kina ze zbędnymi oczekiwaniami, ale było to trudne z jednego poważnego powodu: Warner Bros nie ma zwyczaju sprzedawać gniotów. Bo - spójrzmy prawdzie w oczy - mają tych premier zaledwie kilka w roku, wchodzą z nimi dopiero na wiosnę, intensywnie zajmują sobą okres letni, ale są to w 95% przypadków tytuły głośne, kasowe i wyczekane. Tak było choćby z ubiegłorocznym finałem trylogii o Batmanie, jesiennym, oscarowym Argo czy tegorocznym Człowiekiem ze stali. Nie wszystkie wyglądałam z utęsknieniem (Obecność), nie wszystkie też okazały się dobre (Mroczne cienie były totalnie słabe), ale jednak niektóre bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły (Projekt XPacific Rim). No ale komedia z Jasonem Sudeikisem? To się nie może udać. A tu niespodzianka.

David (Jason Sudeikis) na co dzień sprzedaje zioło, Rose (Jennifer Aniston) kręci swoimi dojrzałymi już wdziękami w klubie ze striptizem, Casey (Emma Roberts) szlaja się po ulicach, bo właśnie uciekła z domu, a Kenny (Will Poulter) właściwie nic nie robi, wystarczy, że jest totalnym frajerem i prawiczkiem. Losy tej czwórki łączą się wskutek nieprzewidzianych wydarzeń (David wpada po uszy w tarapaty i żeby z nich wyjść musi przemycić z Meksyku narkotyki, a ponieważ rodzinna wycieczka wygląda w oczach celników lepiej niż samotny podróżnik, namawia do podróży swoich sąsiadów), czego efektem jest nowa "rodzina" i jej wielkie, intratne w przypadku sukcesu, wyzwanie.

Może i brzmi typowo, może wieje nudą i kliszami, ale to naprawdę nie jest tak jak myślicie. A właściwie jest, tylko że zabawniej i przyjemniej, niż Wam się wydaje. Początek może przerażać: totalnie przeciętny Sudeikis dwoi się i troi, by rozbawić, jego młody sąsiad wygląda jakby urwał się z choinki, zamulona Roberts zupełnie nie przyciąga uwagi, a prężąca się na rurze Aniston przywołuje tylko jedną refleksję: oj, ma Jen już swoje lata... Wiadomo, że cała trójka będzie niechętna pomysłowi, później się zgodzi, rzecz pójdzie jak z płatka, a potem zaczną piętrzyć się przeszkody. A jednak rzecz się rozkręca i w miarę rozwoju tej przewidywalnej jak jutrzejsze monstrualne kolejki w marketach (sklepy będą nieczynne przez aż jeden dzień, apokalipsa) akcji jest lepiej. Oczywiście, zdarzają się dłużyzny, niepotrzebne powtórzenia i sceny nie tak zabawne, jak oczekiwano, ale w ostatecznym rozrachunku nie zmienia to zupełnie faktu, że seans co chwilę przerywany jest salwami śmiechu i zlatuje bardzo szybko.

Humor Millerów jest dokładnie tym rodzajem żartów, których szukam w komediach. Nie jest to humor wulgarny (choć lekko sprośny owszem), klozetowy, raczej opiera się na zabawnych skojarzeniach i dobrze wykorzystanym potencjale osobowościowym bohaterów (Scottie P., you know what I'm saying). Nie powiedziałabym, że jest grubiańsko i żenująco (jedna może tylko scena - akcja "pająk" - była rzeczywiście zbędna) - kino wypluło do tej pory całą masę komedii bardziej prostackich i krępujących. Niezłe dialogi, prześmieszne zwroty akcji i żarty sytuacyjne tworzą w konsekwencji bardzo sympatyczny obraz rodzinki z szalenie wciąż popularnym w komediach motywem udawania kogoś, kim się nie jest i stopniowym polubieniu tej roli. A na deser - garść całkiem pozafabularnych nawiązań (choćby finałowa sekwencja z cyklu "sceny usunięte" - sentymentalne mrugnięcie okiem do jednej z aktorek i fanów tego, o czym tam mowa) - które smakują równie dobrze jak cały film.

Czy polecam? W ramach rozluźnienia i umysłowego relaksu w weekend będzie jak znalazł.


5 komentarzy:

  1. Miłe zaskoczenie. Przyznam, że po trailerze spodziewałem się właśnie kolejnej komedii pełnej seksizmu i gastrycznych żartów, a tymczasem wydaje się być całkiem ok :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to trzeba obejrzeć, ostatnio wydawało mi się, ze to, co najlepsze pokazują w trailerze :P (Wielkie wesele mnie rozczarowało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy byłam na "Obecności", puszczali zwiastun "Millerów" i doszłam do wniosku, że może to być niezła komedia - taki trochę odmóżdżacz. Na pewno obejrzę, gdy będę miała ochotę na coś niezobowiązującego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po zwiastunie wydawało się, że to całkiem niezła komedia. Cieszę się, że Ci się podobało, bo bardzo cenię swój gust. W takim razie, w wolnej chwili i dla relaksu po "Millerów" sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi również spodobał się zwiastun, a szczególnie Emma Roberts, którą kojarzę jeszcze z serialu Nieidealna :) Przy okazji byłabym wdzięczna za pozostawienie śladu na moim blogu o filmach, ale animowanych :) Dla dużych i małych! <3

    http://cartoons-everyage.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.