Strony

sobota, 19 października 2013

Chce się żyć (2013)

reżyseria: Maciej Pieprzyca
scenariusz: Maciej Pieprzyca
produkcja: Polska
gatunek: dramat
dystrybucja polska: Kino Świat

Spoglądam na ten plakat, zastanawiając się, jak rozpocząć tę recenzję, i przechodzą mnie ciarki. A przecież widziałam to zdjęcie już dawno, w tylu miejscach w mieście... Jak wiele zmienia kontekst... Na seans Chce się żyć wybrałam się wprost po małej, życiowej rewolucji, która była mi bardzo potrzebna i sama w sobie jest ogromnie pozytywna, ale którą okupiłam też wieloma nieprzyjemnościami i stresem. Trochę byłam zła, że na film, na który tak długo czekałam, szłam w takim niewygodnym stanie. Dwie godziny później wiedziałam już, że nie mogło zdarzyć się nic lepszego - Pieprzyca odsunął moje problemy na kilometr. Szarpiąc bezlitośnie emocje, wykorzystując cały, pokaźny arsenał mojej empatii, pozostawił we mnie wybuchową mieszankę sprzecznych odczuć, z których to najważniejsze w kontekście tej recenzji - wrażenia po filmie - jest najpiękniejszą rzeczą, jak spotkała mnie w kinie w tym roku.


Mateusz (Dawid Ogrodnik) cierpi na niedowład kończyn. Życie jego i jego bliskich jest bardzo trudne, ale - mimo cierpienia i braku nadziei na lepsze jutro - nie opuszczają ich chęć do życia i siły do walki. Historia inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami z życia chorego chłopca, który walczył o swoją godność i normalne życie.

Trudno oceniać film, w którym największym nośnikiem wrażeń jest fabuła. Jeszcze trudniej, gdy jest to opowieść mająca realne podstawy, los żywego człowieka, który musiał walczyć o coś, co nam przychodzi z łatwością, co robimy bezrefleksyjnie. Historia Mateusza przeraża i koi jednocześnie, w takim samym stopniu smuci i cieszy, nieodmiennie wzrusza, ale też bawi. Jak życie, powiecie, i będziecie mieć rację. Tylko że żyć to jedno, a zobrazować i zbilansować na ekranie tak ambiwalentne uczucia to drugie, pewnie równie trudne zadanie. Maćkowi Pieprzycy udało się to niemal całkowicie. Życie w jego filmie mówi samo za siebie - nikt tu z niczym nie przesadza (kaliber emocji jest już wystarczająco ciężki), nikt nikogo nie gloryfikuje i nie czyni zeń męczennika, nie próbuje oszukać, że życie jest proste i wszystko zawsze kończy się happy endem. Za jednym wyjątkiem (poprowadzenie wątku Magdy) nie ma tu też scen niepotrzebnych, a fakt, że momentami film może się dłużyć, to wcale nie wynik niedociągnięć fabularnych czy kiepskiego montażu, tylko uczynienia historii jeszcze bardziej intymną, zaproszenie dla odbiorcy, by wszedł w samo jej centrum i przyglądając się jej, stanął w prawdzie przed samym sobą.

I to się udaje. Zasługa to Pieprzycy, ale najbardziej Dawida Ogrodnika, którego rola przechodzi niemal wszystko, co w tej kategorii kino widziało. To trochę taki przypadek jak Leonardo DiCaprio w Co gryzie Gilberta Grape'a, gdy krytycy i widzowie byli przekonani, że aktor sam jest niepełnosprawny - tak doskonale wcielił się w swoją postać i przedstawił jej cierpienie. Dawid Ogrodnik nie gra Mateusza - on się nim staje. Obłędna gra, fantastyczna interpretacja, ogromny wysiłek fizyczny i emocjonalny. Bez wahania dałabym mu za tę kreację Oscara, nawet gdy - uwaga - rywalizowałby o niego z samym DiCaprio. Dla samego Ogrodnika w tym filmie warto rzucić w tej chwili wszystko i biec do kina.

Chce się żyć - choć sprawia wrażenie filmu jednego aktora - wcale nim nie jest. Osoby, które są obecne w życiu głównego bohatera, lub po prostu się przez nie przewijają, są dodatkowym atutem filmu. Mowa tu przede wszystkim o wspaniałej Dorocie Kolak w roli mamy Mateusza, Arkadiuszu Jakubiku (tata - cudownie napisana postać) i całkiem niezłej Katarzynie Zawadzkiej (Magda), którzy pełnią w życiu bohatera wyjątkowe role. Nie można też nie wspomnieć o znakomitym Kamilu Tkaczu, który w filmie zagrał małego Mateusza - debiut adekwatny do wielkości talentu.

Jeszcze dwie rzeczy zwracają w filmie szczególną uwagę. Pierwsza to muzyka, od której robi się ciepło na duszy, przepiękna. Druga natomiast to nietuzinkowa narracja - opowieść snuta dwutorowo, przez samego bohatera i przy pomocy obrazów, stylizowanych na ilustrowane rozdziały książki, które wpisują film w ramy pewnej subtelnie wyczuwalnej nadprzyrodzoności, metafizyki. Rzecz o tyle zdumiewająca, że cała historia potraktowana jest w bardzo przyziemny sposób. To też jest, swoją drogą, piękne, że o sprawach trudnych, ważnych i krępujących nie mówi się tu ani cicho, ani głośno, a normalnie, jakby były - bo przecież są - zupełnie zwyczajne, ludzkie. W tym klimacie rozpisana jest cała akcja, rozgrywająca się w domu Rosińskich i tak też zarysowani są bohaterowie tam żyjący, a najlepiej - rodzice Mateusza, którym mimo trudności po prostu... chce się żyć.

Pierwszy raz żałowałam, że oglądam film w kinie. Ledwo powstrzymałam wzbierający się we mnie szloch. Przepłakałam prawie cały seans.

Czy polecam? Bardzo. Idźcie do kina, póki film grają. W lot pojmiecie, że ani Wajda, ani Farhadi nie zasługują na najważniejsze nagrody filmowe bardziej niż Pieprzyca.

***

Za seans dziękuję Kinu Pod Baranami, a tych, którzy na krakowski Rynek mają niedaleko, razem z kinem serdecznie zapraszam na seans. Aktualny repertuar znajdziecie tutaj.





12 komentarzy:

  1. Wszyscy dobrze o tym piszą. Obejrzę, jeśli nie w kinie to na DVD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie po drodze mi z polskim kinem, bo co się wybiorę do kina to czeka mnie zawód. Ostatnio tak było chyba z filmem "Nieulotne". jednak Twoja recenzja bardzo mnie przekonała, więc z chęcią wybiorę się do kina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przypadkiem trafiłam na program Lisa i spotkanie z ojcem oraz bratem głównego bohatera wraz z aktorem Dawidem Ogrodnikiem. To mnie jeszcze bardziej zachęciło do filmu. Mnie też rola Ogrodnika, gdy przeczytałam już wcześniej, jaka jest wspaniała, skojarzyła się od razu z DiCaprio w "Co gryzie Gilberta Grape'a".
    Pan Rosiński nie mógł się nachwalić naszego aktora, opowiadał, że Ogrodnik zrobił mu kiedyś kawał, gdy szedł ulicą w gronie kolegów, będąc ciągle w filmowej roli chłopaka z niedowładem kończyn, i gdy go zobaczył, rzucił mu sie na szyję, a ten nieco skrępowany taką serdecznością próbowal go delikatnie uspokoić i lekko odsunąć. dopiero po chwili zorientował się, że to jest Ogrodnik.
    Szkoda, że tego filmu nie wysłano na kandydata do Oskara, miałby na pewno większe szanse na nominację.
    Film na pewno zobaczę, być może nawet chętniej w domu, z tego względu o ktorym wspominasz. :)
    Ja tam wierzę i lubię polskie kino. Nawet jak nie jest doskonałe. Oczywiście, nie mam mówiąc te słowa, na mysli "Chce się żyć", bo jeszcze go nie widziałam. A Pieprzycę zdążyłam już polubic wczęsniej, za "Inferno" i "Barbórkę" . "Drzazgi' może trochę mniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Reżyser "Barbórki" już mnie przekonuje do filmu. Czytałam też bardzo mądry i ciekawy wywiad z Ogrodnikiem, który też bardzo pozytywnie mnie nastawił. Polubiłam polskie kino, poznałam troszkę jego historię i zaczynam doceniać coraz bardziej - "Chce się żyć" obejrzę na pewno! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dowiedziałam się o tym filmie poprzez festiwal filmowy w Gdyni. Od tego czasu niecierpliwie czekałam na premierę w kinie. Wiedziałam, że film na pewno mnie nie zawiedzie, a Twoja recenzja tylko mocniej utwierdziła mnie w tym przekonaniu. A teraz czym prędzej rezerwuję bilet i śmigam do kina :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja koleżanka widziała ten film przedpremierowo na festiwalu w Gdyni i bardzo polecała. Niepełnosprawność jest tematem, który mnie interesuje, więc na pewno obejrzę. Już nie mogę się doczekać, żeby pójść do kina!

    -Ania

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzadko czytam recenzje przed obejrzeniem filmu. Twoją było warto. A że planuję seans w tym tygodniu, chętnie skonfrontuję swoje wrażenia z Twoim tekstem :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podobał. Kawał dobrego kina.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pochwaliłaś prawie wszystko co ja w recenzji skrytykowałam. I zgadzamy się właściwie tylko w jednym - wybitny to film.

    OdpowiedzUsuń
  10. Idąc dziś na pocztę widziałem billboard reklamujący ten film. Myślę sobie, ciekawe cóż to takiego, będę musiał sprawdzić noty. Wróciłem do domu, zapomniałem. A tu nagle recenzja. I to taka pozytywna. Polskiego kina nie lubię, ale skoro tak chwalicie (mówię też o komentarzach), to zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tego filmu jeszcze nie widziałam, ale muszę przyznać, że ogólnie widać w Polsce tendencję wzrostową. Odkąd nasi filmowcy przestali się zajmować kręceniem durnych komedii romantycznych opartych na niemal identycznych, wtórnych scenariuszach, jest coraz lepiej. Jeszcze powinniśmy wyrugować wszelkie pozycje obliczone na "szkolną" frekwencję. Adaptacje lektur, wzniosłe dzieła o wielkim poświęceniu i bezprzykładnym bohaterstwie. Do kręcenia takich filmów jeszcze nie dorośliśmy, za dużo w nas pompatycznego uniesienia, a za mało dystansu.
    Ale ten film pokazuje, że o tematach trudnych potrafi się już u nas mówić na, co najmniej, europejskim poziomie. Dobre recenzje o nim zachęcają, z pewnością niebawem i on się doczeka :)
    http://kubekzherbata.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.