Strony

wtorek, 26 listopada 2013

10 najbardziej irytujących zachowań w kinie


Są wszędzie. Lubią poruszać się gromadami, ale z powodzeniem działają też w pojedynkę. Notorycznie się spóźniają, przynoszą ze sobą tonę śmierdzącego żarcia, nie widzą powodu, by porozumiewać się szeptem, a spośród kilkunastu wolnych miejsc na sali, na pewno ulokują się tuż przed tobą. Niedzielni kinomaniacy. Zrobią wszystko, by uprzykrzyć ci seans.

1. Mlaskanie i siorbanie

Nie - jedzenie. Mlaskanie i siorbanie, czyli cały zestaw arcywkurzających dźwięków wydawanych podczas konsumpcji zakupionych bądź przemyconych w damskich torebkach pokarmów: chrupanie chipsów, skrzypienie popcornu, gryzienie orzeszków z m&m'sów, usilne próby wydobycia z plastikowego kubka jeszcze kropli napoju, choć dawno go już tam nie ma i tak dalej. Nie ma powodu, by do osób lubiących sobie podjadać w kinie mieć pretensje (chyba że przynoszą ze sobą fast foody z pobliskiego maca i kfc) - musiałabym obarczać nimi samą siebie, lubię batoniki, nic nie poradzę. Ale robić z tego show zajmujące bardziej niż film, to już przesada. A tym, co doprowadza mnie do prawdziwej szewskiej pasji, jest dźwięk wydawany podczas zanurzania palców w kartonie z popcornem. "Nie, nie wezmę dmuchanej kukurydzy z wierzchu, pogrzebię w środku i pooowoooli wyciągnę całą garść, którą rozsypię przy okazji wokół siebie". Pif, paf.

2. Świecenie ekranem telefonu komórkowego

Sprawdzić godzinę podczas dłużącego się seansu, nie grzech, ale żeby robić to w pozycji screen to face, to nawet mi - średniozaawansowanej w ślepocie - się nie zdarza. Nie wspominając już o osobach, stawiających sobie za cel osiągnięcie kolejnego levelu w grze, porządkujących biurko w telefonie, kasujących lub pobierających aplikacje, uzupełniających sobie daty ostatniej miesiączki czy przeglądających facebooka właśnie podczas wizyty w kinie. Nie ma nic bardziej odwracającego uwagi od świecącego małego czegoś w wielkiej, ciemnej sali kinowej. 

3. Odbieranie telefonu w kinie

Proceder tak powszechny, że aż zasłużył sobie na osobne miejsce w rankingu. Naganne, nienormalne i świadczące o bezdennej głupocie i braku szacunku dla pozostałych widzów. Nie mam żadnych skrupułów, by odwrócić się do takiej osoby i wyrazić swoją miną taką dezaprobatę, jaka nie spotkała ją nawet pod surowym okiem mamusi.

4. Spóźnianie się na film

Ponad 80% widzów to klienci sieciówek. Wszyscy wiemy, jak te na siebie zarabiają, ale niektórych ta wiedza przerasta tak bardzo, że 25 minut reklam to dla nich zdecydowanie za mało, by spokojnie zająć miejsce na sali. Podczas każdego seansu znajdzie się przynajmniej dwoje zagubionych, którzy wpadną do ciemnej już sali podczas pierwszych scen filmu i niespiesznie zaczną wspinać się w kierunku swoich miejsc, oczywiście gdzieś w samym centrum ekranu, najprawdopodobniej na środku rzędu, pomagając sobie w odnalezieniu foteli wyświetlaczem telefonu. A gdy wreszcie im się to uda, wciąż w pozycji stojącej, zdejmą spokojnie okrycie wierzchnie, rozstawią pożywienie i wymienią kilka uwag między sobą. Cały czas zasłaniając ci ekran. Nóż sam się w kieszeni otwiera.

5. Kopanie w fotel z przodu

Najpewniej dokładnie ten, na którym siedzisz. To zresztą plaga obecna też od wieków w niektórych środkach lokomocji.  W sali kinowej, gdzie miejsca jest, serio, aż nadto, zmiany pozycji bez siarczystego kopania pleców sąsiadów z przodu, są dla niektórych najwidoczniej zbyt trudnym manewrem. A już nie daj Boże trafią się tacy na filmie ze skoczną muzyką. Zdarzyło mi się to ostatnio na seansie Papuszy. Kino studyjne, miejsca mało, przejścia wąskie, a jakiś meloman wystukuje sobie takt cygańskiej muzyki, poruszając co najmniej trzy rzędy do przodu. I co z tego, że rezerwuję zawsze najmniej inwazyjne miejsce w sali. Baran jest ponad to.

6.  Głośne mówienie

Rzecz oczywista jak słońce, ale niemniej wkurzająca, szczególnie gdy dotyczy bezpośrednio ciebie. W tej chwili wszystkim, którzy byli ze mną kiedykolwiek w kinie i wiedzą, że nie popisali się cenną zdolnością szeptania (nie mylić z tym scenicznym), zrobi się bardzo głupio, wiem. Na pocieszenie powiem, że lubię was nadal, a fakt, że nie zakodowaliście wówczas mojego nerwowego rozglądania się po kinie w poszukiwaniu drogi ucieczki, znaczy, że wy mnie też. W kinie nie mówimy głośno. W kinie nie mówimy w ogóle, bo nie ma takiej potrzeby. Kiedy w kinie mówić musimy, bo nie możemy już wytrzymać, szepczemy. Ci-chut-ko.

7. Komentowanie scen

Nagminne podczas zwiastunów ("o, może być fajne!", "ty, idziemy!"), horrorów ("zaraz zajdzie ją z tyłu!", "uważaj, głupia!") i komedii romantycznych (ona: "och, ale słodko", on: "ale chłam"). Oczywiście, głośno i z przytupem, bo przecież cała sala wybiera film 2D napisy właśnie po to, by mieć dubbing na żywo.

8. Chichotanie podczas scen erotycznych

Wbrew pozorom, charakterystyczne nie tylko dla gimbusów. Co takiego zabawnego jest w scenach łóżkowych, nie wiem i chyba się nie dowiem. Poziom skrępowania podczas oglądania nagich ludzi uprawiających ze sobą seks jest tak ogromny, że u wielu osób wywołuje natychmiastową potrzebę rozładowania. Nerwowy chichot, szczególnie grupowy, podczas poważnego z reguły fragmentu filmu (weźmy taki Wstyd), zabija wszystko, co znajduje się w promieniu 500 m od ekranu.

9. Migdalenie się 

Epizody z ręcznymi bądź oralnymi pieszczotami w mroku kinowych foteli w większości należy włożyć między bajki (a może nie? może macie trochę pieprzu?), ale wszelkie inne akty fizycznej miłości - od przylepiania się do siebie po francuskie, mokre pocałunki - już zupełnie nie. Okazywanie sobie miłości odbywa się, naturalnie, z wykorzystaniem luki, przez którą czytasz napisy do filmu: "Uważam, że jesteś obrzydliwą - dwie pary śliniących się, złączonych warg - świnią i nie umiesz się zachować". O, tak to mniej więcej wygląda.

10. Śmierdzenie

To typ mojego męża, do którego (typu i męża) przekonuję się po namyśle coraz bardziej. Była taka sytuacja, to się działo chyba w Cinema City w Galerii Kazimierz w Krakowie, że grupka oburzonych widzów zareklamowała swoje bilety, bo seans, na który się wybrali, został zakłócony przez bezdomnego, któremu również zachciało się film obejrzeć i swoją aromatyczną obecnością skutecznie uniemożliwić tę czynność pozostałym widzom. Nie wiem, jak ta sprawa się skończyła (jeśli wiecie, napiszcie w komentarzach, bo jestem ciekawa), ale ludzie zrobili sporo szumu w mediach społecznościowych, żeby spółka zareagowała na problem. A ten jest przecież ogromny, o czym wiedzą bywalcy nie tylko kinowych pomieszczeń. Komu kiedykolwiek przyszło siedzieć w kinie obok niedomytej, ubranej w długo niepraną odzież, spoconej i wydzielającej z siebie wszystkie przykre zapachy świata osoby, wie, o czym mowa i dlaczego ten punkt się tu znajduje. No, przykre strasznie, szczególnie gdy dzieje się podczas świetnego filmu - takiej Incepcji na przykład - który już na zawsze będzie kojarzył się z tym okropnym doświadczeniem. Tragedia.

Apel do narodu? Nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe. Chyba że ci to miłe - to czyń i miej radość. Jeszcze za to zapłacisz.

Zdj. prexamples.com

18 komentarzy:

  1. Przypomniało mi się, że kiedyś byłam na maratonie walentynkowym i jakiś kolo świecił mi namiętnie po oczach swoim telefonem. Obok niego, wpatrzona jak w obrazek jego dziewczyna. A koleś pół filmu oglądał laski na komórce, które bynajmniej wybranki jego serca nie przypominały, zabijając moje chęci dotrwania do końca tego maratonu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie ostatnio w Multikinach zaobserwowałam już zasadę, że ludzie przychodzą dopiero w połowie reklam i na szczęście nie zakłócają seansu (ostatnio trzeba tam liczyć 20 reklam zanim zacznie się film). Dorzuciłabym jeszcze osoby, które zwyczajnie zasłaniają ekran kinomanom siedzącym w rzędzie za nimi. I nie mam tu nic do osób wysokich, cóż nic na to nie poradzą, ale zdarzyło mi się siedzieć za towarzystwem, które oglądało film pochylone nieco do przodu przez co, pomimo iż nie byli ponadprzeciętnie wysocy i tak mi zasłaniali...

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jedną rzeczą się nie zgodzę - nigdy nie przeszkadzały mi rozmowy podczas reklam i zwiastunów, zresztą zwiastuny, których nie widziałam, sama komentuję - kiedy jestem w kinie, zawsze przed filmem jest to jeszcze moment rozluźnienia. Nie mówię o zachowywaniu się jak przekupki na targu, kilka uwag wymienić można, ale niech mi ktoś na filmie zacznie gadać...Dla mnie tacy ludzie to prostacy. Płacę za film i skupienie się na nim, a nie słuchanie rozmów/mlaskania/lizania/klikania w telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naród jeszcze nie dorósł. Takie przejawy prostactwa i głupoty spotykamy w przestrzeni publicznej na każdym kroku, wątpię by się to kiedyś zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow :O Niezły hejt! :D Naprawdę mocny pojazd... Lubię to :]

    Z większością się zgadzam. Szczególnie z punktami od 1-4 i 6. Reszta mi nie przeszkadza albo się z tym po prostu nie spotkałem (5ty mnie nie dotyczy, bo zawsze, ZAWSZE siadam w ostatnim rzędzie, co do 9tego, to z racji, że jestem dość wysoki, to mnie liżący się ludzie raczej też nie przeszkadzają, choć takich sytuacji z pamięci przywołać nie potrafię, ale nie przeczę, że były; a propos mówienia cichutko, to to się chyba inaczej dzieli na sylaby, no chyba, że tak miało być ;) )

    Ale masz racje co do 10ki, choć może taki ktoś, którego opisujesz, powinien zająć sobie jakieś najmniej inwazyjne miejsce na całej sami (przecież sam chyba dobrze wie w jakim stanie jest jego ciało i garderoba) i tym sposobem zniwelować problem do minimum, to jednak jechałem niezliczoną ilość razy z takimi osobnikami w autobusie i wiem jak mogą uprzykrzyć te kilkadziesiąt minut podróży w ścisku. Jednak najgorsi są ludzie niby cywilizowani, którzy walą jak spocona świnia, do tego sapią i wzdychają jedząc z wanny popcorn i popijając z wiadra colę, a dzieje się to z powodu tego, że także tę świnię przypominają z wyglądu i najrozsądniej by było jakby te 50zł wydali na zaczątek kuracji odchudzającej a nie kolejną porcję paszy :/ Żal mówić.

    Dobry tekst !

    OdpowiedzUsuń
  6. Stwierdzam, że się starzejesz, jak takie pierdoły Ci przeszkadzają. Wywnioskować można z tego tekstu, że do kina powinni chodzić zamknięci w sobie ludzie, najlepiej wypachnieni, itp., itd. Może ja jestem przyzwyczajona do rozmaitych zapachów, bo pracuję w miejscu, gdzie takich bywalców cała masa, ale czepianie się ludzi komentujących reklamy, to chyba lekka przesada :P Ja sama komentuję i zawsze pytam męża, czy pójdziemy na to, czy na tamto. Ja po to właśnie chodzę, na te niekontrolowane przejawy zażenowania, rozbawienia, czy przerażenia. Lepiej w sumie chichotać na scenach erotycznych, czy wysłuchiwać jakichś obraźliwych uwag, czy dopingów, a nawet odgłosów dzikiego seksu odbywającego się za Twoimi plecami, bo przecież scena taka rozbudzająca.

    Ja się w kinie czepiam bardziej technicznych rzeczy, jak przykładowo tego, że zwiastun Hobbita w 3D oglądałam w całkowitym rozmyciu. Gadanie także mnie frustruje, ale bardziej podczas filmu. Uwierz mi, czasami popcorn nie chce współpracować, w szczególności, gdy jesteś tak zaaferowana filmem, że nie możesz trafić na najmniejsze ziarenko popcornu. Domyślam się również, że ludzie, którzy Ci dokopują również nie robią tego specjalnie. Jak ja przekładam z nogi na nogę, to też czasem zdarzy mi się kogoś kopnąć we fotel. Cóż zrobię. Inni wyczyniają gorsze rzeczy, jak chociażby sterczą na środku ekranu, gdy akurat leci najlepsza scena zwiastunu, czy też filmu ;D

    Nie mniej, sam pomysł na artykuł bardz fajny. Oby więcej takich :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobry post. Z większością podpunktów się zgadzam. Może tylko gadanie podczas zwiastunów jakoś mi aż tak nie przeszkadza. Niestety niektórzy nie potrafią się zachować. Gdy chodziłam do liceum byłam z klasą i pojedynczymi ludźmi z wyższych klas w teatrze. Jedna moja kumpela siedziała całą sztukę ze słuchawkami w uszach, pisząc jednego sms'a za drugim. Do tego ci ze starszych klas kupili sobie chipsy i cukierki, oczywiście nie trudno się domyślić jaki hałas robili. To jest tragedia. Niektórzy ludzie myślą, że są pępkiem świata i mogą robić co im się podoba. Ale nie po to idę do kina czy teatru żeby wysłuchiwać jakiś tłumoków.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie śmieszy potajemne picie piwa w kinie ;D
    A bezdomnego na seansie nigdy nie spotakalam tudziez nie wyczulam - w sumie nie wiem jakbym zareagowala, ale napewno nie reklamacja. Dziwi mnie to w koncu bezdomni maja powazniejsze potrzeby niz kino, ale trzeba docenic chec ukulturalnia sie spoleczenstwa nawet tego biedniejszego. Dziwna bardzo sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie najbardziej denerwujące jest zdecydowanie kopanie w oparcie mojego fotela, czasami zdarzało się także, że w dziwnych okolicznościach buty osoby siedzącej za mną, lądowały na moim oparciu np. przygniatając mi włosy. W takich momentach najczęściej dochodziło do absorbujących potyczek słownych, a film sobie leciał w tle nie bacząc na moją frustrację.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bywam w kinie naprawdę sporadycznie. Ostatnio wolę oglądać wszystko w domu na kompie, przynajmniej nikt mnie nie wkurza. No i w kinie denerwuje mnie, że jest zwyczajnie za głośno.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam chyba szczęście do kin i repertuaru, bo naprawdę rzadko zdarzają mi się takie sytuacje. Chyba najbardziej wkurzająca była kiedyś grupa studentów na maratonie, bo się upili i wrzeszczeli na całą salę w trakcie seansu. Na chrupanie staram się nie zwracać uwagi. Ale jak Rosaline - większość filmów oglądam jednak w domu pod kołdrą :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie wkurza jak ludzie nie siadają na swoich miejscach. Ostatnio byłam w kinie dwa razy w ciągu dwóch tygodni i na każdym seanse znalazło się parę osób, które siadły nie na swoim miejscu. I mnie szlag trafia, bo jest ciekawy zwiastun zamiast reklamy i nie widzę tytułu filmu, bo muszą się akurat przetasowywać. Inna sprawa jak przychodzą na film spóźnieni, pół sali wolne, można wybierać miejsca, to nie, muszą usiąść na swoich i na żadnych innych o zrobić poruszenie na pół kina.
    Resztę jakoś olewam. Sama komentuję zwiastuny, czasem nawet zapisuję w telefonie tytuły żeby nie zapomnieć. Na reklamach gadam bez przerwy, bo mnie nudzą. A popcornu nie jem od momentu kiedy kupiliśmy chyba tygodniowy, który smakował jak podeszwa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Smutna prawda jest taka, że popcorn, nachosy i 100-litrowe kole nie znikną prędko z kin - to ich główne źródło utrzymania.

    Generalnie jestem w stanie zrozumieć jeśli ktoś wchodzi na salę z żarciem kupionym na straganie przygotowanym przez właściciela kina. Niech sobie żuje i chrupie, byle nie nam moim uchem. Ostatnio jednak doświadczyłem czegoś niezwykłego. Gość w fotelu obok wyciągnął sobie sporych rozmiarów zestaw sałatek i rozpoczął konsumpcję eleganckimi sztućcami. Nic mnie już nie zdziwi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże jak ja Cię rozumiem! Moim marzeniem jest kino bez baru... nauczyłam się też, że chodzenie na środy z orange, tanie wtorki, czwartki z czymś tam i piątki z kimś tam jest niestety oglądaniem filmu w towarzystwie gimbazy komentującej "heeee? nazywa się Drive i nie ma pościgów!!?!". Niestety, chodzę wtedy, kiedy jest najdrożej. Niestety (na szczęście) kinoplexy zapodają dość rzadko coś wartościowego, albo robią to zrywami więc można to jakoś finansowo przeżyć;) pozdrawiam i popcornowym skrytożercom mówię stanowcze NIE!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże jak ja Cię rozumiem! Moim marzeniem jest kino bez baru... nauczyłam się też, że chodzenie na środy z orange, tanie wtorki, czwartki z czymś tam i piątki z kimś tam jest niestety oglądaniem filmu w towarzystwie gimbazy komentującej "heeee? nazywa się Drive i nie ma pościgów!!?!". Niestety, chodzę wtedy, kiedy jest najdrożej. Niestety (na szczęście) kinoplexy zapodają dość rzadko coś wartościowego, albo robią to zrywami więc można to jakoś finansowo przeżyć;) pozdrawiam i popcornowym skrytożercom mówię stanowcze NIE!!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. haha rewelacyjny post ;) dzięki Bogu za kina studyjne!

    OdpowiedzUsuń
  17. Haha swietny post wlasnie niedawno jak bylam z przyjaciolka w kinie to przydazyla nam sie sytuacja numer 5 i tak przez caly seans mimo upomnien...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.