Moja reakcja na nominacje do Oscara jest intensywna, ale krótka. Nigdy nie wchodzę w szczegóły, choć odczytywane tytuły filmów są mi znane, a ich background w temacie nagród niejednokrotnie czytelnie wskazuje faworytów. Nie opisuję się na ten temat i nic nie typuję z prostej przyczyny: w chwili ogłoszenia nominacji (styczeń) większość tytułów oscarowych nie ma jeszcze polskiej premiery. Nigdy nie rozumiałam typowania zwycięzców na podstawie zasłyszanych opinii, bez wyrobienia sobie własnego zdania, a przede wszystkim znajomości pewnych mechanizmów rządzących głosowaniem. Jest koniec lutego, do Oscarowej gali pozostało zaledwie 7 dni, polscy dystrybutorzy z językiem na brodzie uzupełniają ostatnie zaległości, błogosławiąc pokazami przedpremierowymi - to idealny czas na moje przedoscarowe wariacje.
Każdego roku życzę sobie, by poniższe typowania się nie sprawdziły. Tylko wtedy gala jest ciekawa, a spontaniczne reakcje zwycięzców, którzy nie byli faworytami, cieszą okrutnie, i to jeszcze długo po imprezie, w postaci najchętniej oglądanych filmików na YT. W ubiegłym roku nie posiadałam się z radości, gdy z Oscarem do domu wrócili twórcy Operacji Argo i choć w tym roku nie mam faworyta, na którego emocjonalnie stawiałabym tak bardzo jak na film Afflecka, znów widzę zależność. Tegoroczne nominacje (najlepszy film) kolejny raz nie powalają i nie ma w nich tytułu, który zasługiwałby na statuetkę w 100% - biorąc pod uwagę zarówno obiektywne czynniki, czyli realizację filmu, jak i te subiektywne, dotyczące wrażeń, które film dostarcza zwykłemu widzowi.
W tegorocznym typowaniu zabraknie kategorii: najlepszy długometrażowy film animowany (choć tu wygrana Krainy lodu jest pewna nawet dla tych, którzy - jak ja - bajki jeszcze nie widzieli), tenże typ w wersji krótkometrażowej (okrutnie żałuję, bo w ubiegłym roku właśnie ta kategoria była dla mnie największym odkryciem), krótkometrażowy film aktorski, film dokumentalny - również w dwóch wersjach. Nadal nie zmierzę się też z montażem i montażem dźwięku, choć po cichu mam tam swoje typy.
Przypominam również, choć większość z Was na pewno pamięta to z poprzednich lat, że "niewybaczalnie pominięci" to naprawdę niewybaczalnie pominięci. Nominacje, a raczej ich brak, których Akademii nie można odpuścić i należy wypominać jej do końca żywota, bo to nie tylko niedopatrzenie, ale i hańba. W tym roku jak zwykle te najbardziej przykre podziały się w kategorii aktorskiej, ale o tym - za chwilę.
Aby ułatwić Wam życie, podlinkowałam wszystkie nominowane tytuły, które zrecenzowałam - z łatwością dotrzecie w ten sposób do mojej szerszej opinii na temat tych filmów. Ok. To jedziemy.
Każdego roku życzę sobie, by poniższe typowania się nie sprawdziły. Tylko wtedy gala jest ciekawa, a spontaniczne reakcje zwycięzców, którzy nie byli faworytami, cieszą okrutnie, i to jeszcze długo po imprezie, w postaci najchętniej oglądanych filmików na YT. W ubiegłym roku nie posiadałam się z radości, gdy z Oscarem do domu wrócili twórcy Operacji Argo i choć w tym roku nie mam faworyta, na którego emocjonalnie stawiałabym tak bardzo jak na film Afflecka, znów widzę zależność. Tegoroczne nominacje (najlepszy film) kolejny raz nie powalają i nie ma w nich tytułu, który zasługiwałby na statuetkę w 100% - biorąc pod uwagę zarówno obiektywne czynniki, czyli realizację filmu, jak i te subiektywne, dotyczące wrażeń, które film dostarcza zwykłemu widzowi.
W tegorocznym typowaniu zabraknie kategorii: najlepszy długometrażowy film animowany (choć tu wygrana Krainy lodu jest pewna nawet dla tych, którzy - jak ja - bajki jeszcze nie widzieli), tenże typ w wersji krótkometrażowej (okrutnie żałuję, bo w ubiegłym roku właśnie ta kategoria była dla mnie największym odkryciem), krótkometrażowy film aktorski, film dokumentalny - również w dwóch wersjach. Nadal nie zmierzę się też z montażem i montażem dźwięku, choć po cichu mam tam swoje typy.
Przypominam również, choć większość z Was na pewno pamięta to z poprzednich lat, że "niewybaczalnie pominięci" to naprawdę niewybaczalnie pominięci. Nominacje, a raczej ich brak, których Akademii nie można odpuścić i należy wypominać jej do końca żywota, bo to nie tylko niedopatrzenie, ale i hańba. W tym roku jak zwykle te najbardziej przykre podziały się w kategorii aktorskiej, ale o tym - za chwilę.
Aby ułatwić Wam życie, podlinkowałam wszystkie nominowane tytuły, które zrecenzowałam - z łatwością dotrzecie w ten sposób do mojej szerszej opinii na temat tych filmów. Ok. To jedziemy.
NAJLEPSZY FILM
WYGRA: Zniewolony. 12 Years a Slave
POWINNA WYGRAĆ: Grawitacja
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Wyścig
Jak co roku w najważniejszej kategorii mamy cały przekrój tematów. Na pierwszym planie - a jakże - Ameryka, i to w aż trzech odsłonach: rozliczeniowej (Zniewolony), sentymentalnej (American Hustle) i "obrazoburczej" (Wilk z Wall Street), przy czym aż dwa z nich dotyczą oszustw podatkowych. Jest palący problem społeczny w dwojakiej postaci (AIDS i kwestia leczenia choroby - Witaj w klubie, oraz samotność jako choroba XXI wieku - Ona), klasyczne kino drogi (Nebraska), trochę brytyjskiego ciepła i humoru z tragicznym nadzieniem (Filomena), dramat sci-fi (Grawitacja) i jeden film, w którym ktoś odwalił po prostu świetną robotę, korzystając z autentycznej historii (Kapitan Phillips). Wszystko - jak jeden mąż - produkcji amerykańskiej, w dwóch przypadkach z drobną pomocą Brytyjczyków. Tradycyjnie też walka toczy się pomiędzy 2-3 graczami (w tym przypadku Zniewolony, Grawitacja i American Hustle), cała reszta występuje tu jako miłe tło i znów jest to tło o wiele ciekawsze i barwniejsze niż czołówka. Pasmo sukcesów American Hustle zakończyło się zanim właściwie się zaczęło, Grawitacja ogrywa rywali przede wszystkim w kategoriach technicznych, Zniewolony ma zaś szansę zostać kolejnym z wielkich błędów Akademii, wytykanych jej przy byle okazji. Ktokolwiek by nie wygrał, nie zasłuży na tego Oscara bardziej niż inni nominowani. Czyli w ogóle.
Każdy, kto mnie zna, wie, że DiCaprio kocham miłością dozgonną od co najmniej dekady i co roku wkurzam się na Akademię za brak nominacji dla Leo, który z roku na rok jest coraz lepszy, a każda jego kolejna rola wydaje się już szczytem jego możliwości (aż do następnej). To, że facet powinien otrzymać statuetkę już jako nastoletni szczyl za Co gryzie Gilberta Grape'a jest tak oczywiste jak to, że od Krwawego diamentu zasługuje na nią już za każdą pracę. W tym roku może powtórzyć się scenariusz z roku 2012, gdy Oscara wreszcie dostała Meryl Streep, bynajmniej nie za swoją najlepszą rolę z tych 17 powtarzających się niemal co roku nominacji. Wszyscy to wiedzieli, ale wszyscy też chcieli już zamknąć temat wielkich przegranych aktorki i mieć na chwilę spokój. Byłoby cudnie, gdyby tak też stało się z Leo, choć w przeciwieństwie do Meryl, on akurat rolę w Wilku miał fantastyczną. Obawiam się jednak, że tak się nie stanie z prostego powodu. Ma on na imię Matthew i właśnie przeżywa swoje pięć minut. Bez względu na to, czy jego rola w Witaj w klubie wymagała dużo poświęcenia, czy nie, czy była lepsza od Leo, czy nie - to, co stało się z tym kojarzonym z komedii i lekkich dramatów facetem, jest niesamowite. Obserwuję go uważnie od dwóch lat uczciwie muszę przyznać, że zapracował sobie na te nominacje i nagrody: poczynając od Magic Mike'a, którego był jedynym pozytywnym akcentem, przez świetnego Uciekiniera, aż po genialny mikroepizod w Wilku z Wall Street. Jeśli McConaughey nie dostanie w tym roku Oscara, okazja się już nie powtórzy i facet zniknie. Jeśli dostanie, też się to stanie, ale przynajmniej jego praca nie pójdzie na marne. DiCaprio nie da o sobie zapomnieć. Rozumiecie więc. Nie zmienia to jednak faktu, że całym sercem jestem wierna Leo. Forever and always. A jeśli w myśl przysłowia "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" Oscar trafi się zniewolonemu Chiwetelowi, to świat się (s)kończy.
Każdego roku najbardziej zatłoczona kategoria oscarowa, w tej edycji świeci pustkami. Co najmniej dwie nominacje (Jonah Hill za Wilka z Wall Street i Bradley Cooper za American Hustle) są podarowane zdecydowanie na wyrost (na jednym z tych miejsc widziałabym Goeffreya Rusha za Złodziejkę książek), również dwie sa zdecydowanymi faworytami. Wygrana młodego Abdiego jest możliwa z uwagi na dotychczasowe sukcesy - i zupełnie nie mam nic przeciwko temu. Akademia uwielbia wynalezionych w tłumie debiutantów i chętnie przyznaje im nagrody, pomagając (raczej niechcący) w dalszej karierze. Podobnie zresztą jest z tak odważnymi kreacjami aktorskimi, jaka przydarzyła się Jaredowi Leto w Witaj w klubie. Tu zwycięstwo aktora w kilku rozdaniach stwarza Abdiemu poważną konkurencję i przyznam szczerze, że jestem bardzo ciekawa rozstrzygnięcia tej walki. Dla mnie niespodzianką tegorocznych drugoplanowych ról męskich był Michael Fassbender, którego nigdy specjalnie nie wielbiłam, ale nie mogę nie zauważyć jego świetnej roli w Zniewolonym.
NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY
WYGRA: Matthew McConaughey (Witaj w klubie)
POWINIEN WYGRAĆ: Leonardo DiCaprio (Wilk z Wall Street) lub Matthew McConaughey (Witaj w klubie)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Tom Hanks (Kapitan Phillips)
Każdy, kto mnie zna, wie, że DiCaprio kocham miłością dozgonną od co najmniej dekady i co roku wkurzam się na Akademię za brak nominacji dla Leo, który z roku na rok jest coraz lepszy, a każda jego kolejna rola wydaje się już szczytem jego możliwości (aż do następnej). To, że facet powinien otrzymać statuetkę już jako nastoletni szczyl za Co gryzie Gilberta Grape'a jest tak oczywiste jak to, że od Krwawego diamentu zasługuje na nią już za każdą pracę. W tym roku może powtórzyć się scenariusz z roku 2012, gdy Oscara wreszcie dostała Meryl Streep, bynajmniej nie za swoją najlepszą rolę z tych 17 powtarzających się niemal co roku nominacji. Wszyscy to wiedzieli, ale wszyscy też chcieli już zamknąć temat wielkich przegranych aktorki i mieć na chwilę spokój. Byłoby cudnie, gdyby tak też stało się z Leo, choć w przeciwieństwie do Meryl, on akurat rolę w Wilku miał fantastyczną. Obawiam się jednak, że tak się nie stanie z prostego powodu. Ma on na imię Matthew i właśnie przeżywa swoje pięć minut. Bez względu na to, czy jego rola w Witaj w klubie wymagała dużo poświęcenia, czy nie, czy była lepsza od Leo, czy nie - to, co stało się z tym kojarzonym z komedii i lekkich dramatów facetem, jest niesamowite. Obserwuję go uważnie od dwóch lat uczciwie muszę przyznać, że zapracował sobie na te nominacje i nagrody: poczynając od Magic Mike'a, którego był jedynym pozytywnym akcentem, przez świetnego Uciekiniera, aż po genialny mikroepizod w Wilku z Wall Street. Jeśli McConaughey nie dostanie w tym roku Oscara, okazja się już nie powtórzy i facet zniknie. Jeśli dostanie, też się to stanie, ale przynajmniej jego praca nie pójdzie na marne. DiCaprio nie da o sobie zapomnieć. Rozumiecie więc. Nie zmienia to jednak faktu, że całym sercem jestem wierna Leo. Forever and always. A jeśli w myśl przysłowia "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" Oscar trafi się zniewolonemu Chiwetelowi, to świat się (s)kończy.
NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY
WYGRA: Jared Leto (Witaj w klubie) lub Barkhad Abdi (Kapitan Phillips)
POWINIEN WYGRAĆ: Jared Leto (Witaj w klubie)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Goeffrey Rush (Złodziejka książek)
Każdego roku najbardziej zatłoczona kategoria oscarowa, w tej edycji świeci pustkami. Co najmniej dwie nominacje (Jonah Hill za Wilka z Wall Street i Bradley Cooper za American Hustle) są podarowane zdecydowanie na wyrost (na jednym z tych miejsc widziałabym Goeffreya Rusha za Złodziejkę książek), również dwie sa zdecydowanymi faworytami. Wygrana młodego Abdiego jest możliwa z uwagi na dotychczasowe sukcesy - i zupełnie nie mam nic przeciwko temu. Akademia uwielbia wynalezionych w tłumie debiutantów i chętnie przyznaje im nagrody, pomagając (raczej niechcący) w dalszej karierze. Podobnie zresztą jest z tak odważnymi kreacjami aktorskimi, jaka przydarzyła się Jaredowi Leto w Witaj w klubie. Tu zwycięstwo aktora w kilku rozdaniach stwarza Abdiemu poważną konkurencję i przyznam szczerze, że jestem bardzo ciekawa rozstrzygnięcia tej walki. Dla mnie niespodzianką tegorocznych drugoplanowych ról męskich był Michael Fassbender, którego nigdy specjalnie nie wielbiłam, ale nie mogę nie zauważyć jego świetnej roli w Zniewolonym.
NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA
WYGRA: Cate Blanchett (Blue Jasmine)
POWINNA WYGRAĆ: Cate Blanchett (Blue Jasmine)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘTE: Emma Thompson (Ratując pana Banksa)
Akademia, pozbawiając w istocie w haniebny sposób, nominacji wspaniałą Emmę Thompson, nie pozostawiła złudzeń: statuetka powędruje do Cate Blanchett, znakomitej w roli Allenowskiej Jasmine. W pełni zasłużenie. Jedyną osobą, która depcze jej po piętach, jest Meryl Streep, której rola w Sierpniu w hrabstwie Osage była o niebo lepsza niż ta oscarowa w Żelaznej damie. Ponieważ jednak - jak dywagowałam wyżej - Akademia już się rozgrzeszyła z niedawania aktorce nagród, w tym roku szans raczej nie ma. Ładna jest, jak sobie tak patrzę, obsada tej kategorii. Oprócz młodziutkiej jeszcze Amy Adams, każda nominowana aktorka ma już na swoim koncie Oscara i kilka nominacji. Byłby kawał, gdyby to właśnie Amy wygrała.
Dyskutowaliśmy sobie już nad tą kategorią przy okazji moich nominacji do nagród Organizacji Blogów Filmowych. Lubię bardzo Jennifer Lawrence i w American Hustle okrutnie mi się podobała, ale nawet ja uważam, że drugi Oscar pod rząd (to co, że w innej kategorii) to przegięcie. Statuetka w rękach Julii Roberts byłaby cudowną sprawą, tym bardziej w kontekście prywatnych tragedii aktorki (jej przyrodnia siostra zmarła niedawno z przedawkowania, a matka jest ciężko chora na raka). Oczywiście, nie chodzi o to, by rozdawać Oscary na pocieszenie, ale Roberts w Sierpniu... zagrała naprawdę świetnie. Jeszcze 3 miesiące temu powiedziałabym, że Jen i Julii może zagrozić Lupita Nyong'o, ale po zignorowaniu jej kreacji w ostatnich nagrodach podprowadzającym, pewnym jest jej blask na... czerwonym dywanie, ten na podium - już nie do końca, choć nadal bez wątpienia jest w czołówce. Prywatnie zaś żałuję mocno uroczej Sally Hawkins (Blue Jasmine), którą uwielbiam i uważam za jedną z najlepszych brytyjskich aktorek swojego pokolenia, i fantastycznej June Squibb (Nebraska), której o kolejną nominację będzie bardzo trudno.
Kiedyś ta kategoria była najprostszą do wytypowania. Najlepszym reżyserem zostawał twórca najlepszego filmu roku. Easy. Tak było aż do roku 2013, kiedy Oscarowy faworyt - Operacja Argo - został pozbawiony nominacji reżyserskiej. Affleck mimo to zdeklasował rywali, a Akademia zdecydowanie odrobiła zadanie domowe i nominowała wyłącznie właścicieli najważniejszych nominacji. Tu zwycięzca może być tylko jeden: Alfonso Cuarón - facet, którego autorski (!) projekt to kolejny po Avatarze krok milowy w dziedzinie grafiki komputerowej, a przy okazji spory wkład w historię dramatu jednostki w skali makro. Gdybym miała kogoś tu wymieniać, odsunęłabym zdecydowanie Davida O. Rusella, którzy otrzymuje nominacje za wszystko, co zrobi, bo już bez przesady. Na jego miejsce mógłby wskoczyć Spike Jonze, bo co o Her nie powiedzieć, to film zrealizowany jest z wielką klasą.
Tak jak pisałam w recenzji Her - Spike Jonze stworzył genialny scenariusz z najprostszej materii na świecie. Nikt mu nie podskoczy.
Moja ulubiona kategoria: zdecydujmy, która historia udała się życiu najlepiej. No to zdecydowaliśmy: Filomena.
WYGRA: Wielkie piękno
POWINNO WYGRAĆ: Polowanie
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Chce się żyć (Polska)
Mogłabym długo, ale po co. Akademia dała nam już dawno jasno do zrozumienia, że w tej kategorii uwielbia jednorazowych graczy. I tak jak 2 lata temu statuetką za najlepszą muzykę został nagrodzony nikomu nie znany Ludovic Bource (Artysta), a rok temu pojawiający się znikąd autor (pięknej zresztą) ścieżki dźwiękowej do Życia Pi Mychael Danna, tak w tym roku Oscara zgarnie świeżak numer 3 - Steven Price (Grawitacja). Fakt, że popełnił najlepszy utwór roku (Shenzou, o czym wiecie z naszego rankingu) znaczy tylko tyle, że na nagrodę zasłużył. Na pewno jednak nie bardziej niż pominięci: potwornie pracowity Mansell (Stoker), ujmujący Armstrong (Gatsby), zbierający wszystkie nagrody muzyczne świata znakomity Abel Korzeniowski (nasz, nasz!) czy gigant Hans Zimmer (za Jeźdźca znikąd akurat), któremu nie daje się nagród z zasady (czarna lista AMPAS).
W tej kategorii zazwyczaj panuje okrutna nuda. Jurorzy wszystkich nagród świata przeklejają się do jednego utworu i lansują go na każdej gali, czy im się naprawdę podoba, czy nie. Jak pewnie zorientowaliście się z mojego rankingu najlepszych piosenek filmowych 2013 roku, kawałek z Krainy lodu nie przypadł mi aż tak do gustu, z wiadomego werdyktu nie będę więc zadowolona. O wiele bardziej podoba mi się The Moon Song, bardziej jednak w wykonaniu Karen O (to ta sama, która popełniła fantastyczny cover Immigrant song dla czołówki Dziewczyny z tatuażem) niż bohaterów Her.
NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA
WYGRA: Jennifer Lawrence (American Hustle) lub Lupita Nyong'o (Zniewolony)
POWINNA WYGRAĆ: Julia Roberts (Sierpień w hrabstwie Osage)
Dyskutowaliśmy sobie już nad tą kategorią przy okazji moich nominacji do nagród Organizacji Blogów Filmowych. Lubię bardzo Jennifer Lawrence i w American Hustle okrutnie mi się podobała, ale nawet ja uważam, że drugi Oscar pod rząd (to co, że w innej kategorii) to przegięcie. Statuetka w rękach Julii Roberts byłaby cudowną sprawą, tym bardziej w kontekście prywatnych tragedii aktorki (jej przyrodnia siostra zmarła niedawno z przedawkowania, a matka jest ciężko chora na raka). Oczywiście, nie chodzi o to, by rozdawać Oscary na pocieszenie, ale Roberts w Sierpniu... zagrała naprawdę świetnie. Jeszcze 3 miesiące temu powiedziałabym, że Jen i Julii może zagrozić Lupita Nyong'o, ale po zignorowaniu jej kreacji w ostatnich nagrodach podprowadzającym, pewnym jest jej blask na... czerwonym dywanie, ten na podium - już nie do końca, choć nadal bez wątpienia jest w czołówce. Prywatnie zaś żałuję mocno uroczej Sally Hawkins (Blue Jasmine), którą uwielbiam i uważam za jedną z najlepszych brytyjskich aktorek swojego pokolenia, i fantastycznej June Squibb (Nebraska), której o kolejną nominację będzie bardzo trudno.
NAJLEPSZY REŻYSER
WYGRA: Alfonso Cuarón (Grawitacja)
POWINIEN WYGRAĆ: Alfonso Cuarón (Grawitacja)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Chan-wook Park (Stoker), Ron Howard (Wyścig)
Kiedyś ta kategoria była najprostszą do wytypowania. Najlepszym reżyserem zostawał twórca najlepszego filmu roku. Easy. Tak było aż do roku 2013, kiedy Oscarowy faworyt - Operacja Argo - został pozbawiony nominacji reżyserskiej. Affleck mimo to zdeklasował rywali, a Akademia zdecydowanie odrobiła zadanie domowe i nominowała wyłącznie właścicieli najważniejszych nominacji. Tu zwycięzca może być tylko jeden: Alfonso Cuarón - facet, którego autorski (!) projekt to kolejny po Avatarze krok milowy w dziedzinie grafiki komputerowej, a przy okazji spory wkład w historię dramatu jednostki w skali makro. Gdybym miała kogoś tu wymieniać, odsunęłabym zdecydowanie Davida O. Rusella, którzy otrzymuje nominacje za wszystko, co zrobi, bo już bez przesady. Na jego miejsce mógłby wskoczyć Spike Jonze, bo co o Her nie powiedzieć, to film zrealizowany jest z wielką klasą.
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ORYGINALNY
WYGRA: Ona
POWINNA WYGRAĆ: Ona
Tak jak pisałam w recenzji Her - Spike Jonze stworzył genialny scenariusz z najprostszej materii na świecie. Nikt mu nie podskoczy.
NAJLEPSZY SCENARIUSZ ADAPTOWANY
WYGRA: Tajemnica Filomeny
POWINIEN WYGRAĆ: Tajemnica Filomeny lub Kapitan Phillips
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Wielki Gatsby
Moja ulubiona kategoria: zdecydujmy, która historia udała się życiu najlepiej. No to zdecydowaliśmy: Filomena.
NAJLEPSZY FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
WYGRA: Wielkie piękno
POWINNO WYGRAĆ: Polowanie
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Chce się żyć (Polska)
Jaka we mnie te pół roku temu złość wezbrała, gdy - bardzo przewidywalnie - polskim kandydatem do Oscara został Wałęsa, podczas gdy już wtedy było jasne, że krytycy na całym świecie oszaleli na punkcie Chce się żyć. Kiedy w październiku obejrzałam film Pieprzycy, w miejsce złości pojawił się gniew. To okrutnie bezmózgie posunięcie: nie wystawić tytułu, który nie tylko wszedłby do piątki nominowanych, ale spokojnie by w tej kategorii wygrał, otaczając film i Polskę sławą na lata. Fakap do sześcianu. Polsko, wstydź się. A w temacie - tak, oczywiście, że wygra Wielkie piękno. Nie bez powodu zbiera laury na całym świecie - ten film to doświadczenie i każdy koneser kina przyzna to bez mrugnięcia okiem. Szkoda Polowania, szkoda W kręgu miłości, ale Sorrentino pozamiatał, po prostu.
NAJLEPSZA MUZYKA ORYGINALNA
WYGRA: Steven Price (Grawitacja)
POWINIEN WYGRAĆ: Steven Price (Grawitacja)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Clint Mansell (Stoker), Craig Armstrong (Wielki Gatsby), Hans Zimmer (Jeździec znikąd), Abel Korzeniowski (Escape From Tommorow, Romeo and Juliet)
Mogłabym długo, ale po co. Akademia dała nam już dawno jasno do zrozumienia, że w tej kategorii uwielbia jednorazowych graczy. I tak jak 2 lata temu statuetką za najlepszą muzykę został nagrodzony nikomu nie znany Ludovic Bource (Artysta), a rok temu pojawiający się znikąd autor (pięknej zresztą) ścieżki dźwiękowej do Życia Pi Mychael Danna, tak w tym roku Oscara zgarnie świeżak numer 3 - Steven Price (Grawitacja). Fakt, że popełnił najlepszy utwór roku (Shenzou, o czym wiecie z naszego rankingu) znaczy tylko tyle, że na nagrodę zasłużył. Na pewno jednak nie bardziej niż pominięci: potwornie pracowity Mansell (Stoker), ujmujący Armstrong (Gatsby), zbierający wszystkie nagrody muzyczne świata znakomity Abel Korzeniowski (nasz, nasz!) czy gigant Hans Zimmer (za Jeźdźca znikąd akurat), któremu nie daje się nagród z zasady (czarna lista AMPAS).
NAJLEPSZA PIOSENKA
WYGRA: Let It Go (Indina Menzel, Kraina lodu)
POWINIEN WYGRAĆ: The Moon Song (Scarlett Johansson and Joaquin Phoenix, Ona)
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: I See Fire (Ed Sheeran, Hobbit: Pustkowie Smauga), Young and Beautiful (Lana Del Rey, Wielki Gatsby)
W tej kategorii zazwyczaj panuje okrutna nuda. Jurorzy wszystkich nagród świata przeklejają się do jednego utworu i lansują go na każdej gali, czy im się naprawdę podoba, czy nie. Jak pewnie zorientowaliście się z mojego rankingu najlepszych piosenek filmowych 2013 roku, kawałek z Krainy lodu nie przypadł mi aż tak do gustu, z wiadomego werdyktu nie będę więc zadowolona. O wiele bardziej podoba mi się The Moon Song, bardziej jednak w wykonaniu Karen O (to ta sama, która popełniła fantastyczny cover Immigrant song dla czołówki Dziewczyny z tatuażem) niż bohaterów Her.
NAJLEPSZA CHARAKTERYZACJA
WYGRA: Witaj w klubie
POWINIEN WYGRAĆ: Jeździec znikąd
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Hobbit: Pustkowie Smauga
Johnny Depp może się nudzić, ale to, co pozwala robić charakteryzatorom jego twarz, jest zawsze niesamowite. W Jeźdzcu znikąd takich małych dzieł sztuki jest o wiele więcej. Ale Akademia zdaje się uważać, że schudnięcie do roli jest dziełem charakteryzatorów, a doklejenie wąsów to szczyt możliwości w nowoczesnym nurcie make-up'u. Dziwi skromne potraktowanie tej kategorii, a w szczególności brak American Hustle, który jakkolwiek by na nominację sobie nie zasłużył został w tej kategorii już wielokrotnie w tym roku nagrodzony. Cóż.
NAJLEPSZA SCENOGRAFIA
WYGRA: Wielki Gatsby
POWINIEN WYGRAĆ: Wielki Gatsby
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Hobbit: Pustkowie Smauga, Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia
Wielki Gatsby, Ona i Grawitacja - to trzy filmy, które mają szansę na tę statuetkę. Film Luhrmanna bije rywali na głowę zarówno pdo względem dotychczasowych osiągnięć (liczby nagród), jak i rzeczywistego wrażenia, jakie scenografia robi na widzu. Ona to przecież tylko wizualizacja najnowszych osiągnięć designu, a Grawitacja - umiejętości grafików komputerowych. Niech wygra.
NAJLEPSZE KOSTIUMY
WYGRA: Wielki Gatsby
POWINIEN WYGRAĆ: Wielki Gatsby
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia
Nie wiem, doprawdy, co Akademia ma do najpopularniejszej i tak świetnie zrealizowanej młodzieżowej serii, ale pominięcie w kategoriach wizualnych Igrzysk śmierci jest bardzo głupie. Zadośćuczynieniem tego postępku może być tylko Oscar dla Wielkiego Gatsby'ego. Zasłużony zresztą. Nie mniej jednak bardzo ciekawi mnie, czy wybór Gildii Kostiumologów (Blue Jasmine i Zniewolony) w jakikolwiek sposób wpłynie na członków Akademii. Jeśli tak, to będzie dowód na to, że sa nie tylko głusi, ale i ślepi.
NAJLEPSZE EFEKTY SPECJALNE
WYGRA: Grawitacja
POWINIEN WYGRAĆ: Grawitacja
POWINIEN WYGRAĆ: Grawitacja
Nie ma o czym mówić. Grawitacja to wielkie osiągnięcie ekspertów od najnowszych graficznych technologii. Niech spróbują tego nie zauważyć.
NAJLEPSZE ZDJĘCIA
WYGRA: Grawitacja
POWINIEN WYGRAĆ: Grawitacja
NIEWYBACZALNIE POMINIĘCI: Stoker
Grawitacja wygra tę kategorię tylko dlatego, że nie ma tu tego, który mógłby jej zagrozić: Chung-hoona Chunga, autora niepowtarzalnych i absolutnie doskonałych zdjęć do Stokera. I tak nagroda w kategorii najlepsze zdjęcia powędruje do... grafików komputerowych. Brawo, Akademio, brawo.
To tyle. Na ile miałam rację, okaże się dokładnie za tydzień. Tradycyjnie spodziewajcie się rano relacji minuta po minucie z całej oscarowej gali. Do przeczytania.
W wielu kategoriach moje typowania są podobne, różnice będzie można obserwować w przyszłym tygodniu na moim blogu. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńP.S. "Over the Love" jest autorstwa Florence + The Machine, a nie Lany Del Rey. :)
Fuj, miało być "Young and Beuatiful":)
OdpowiedzUsuńW Twoich "oscarowych wariacjach" zawsze najbardziej podoba mi się kategoria "niewybaczalnie pominięci". Zgadzam się, że brak nominacji dla Hanksa, Thompson i Howarda to po prostu bezczelność. Cóż, musimy z tym żyć...
OdpowiedzUsuńDlaczego uważasz, że "Zniewolony..." ma szansę zostać kolejnym błędem Akademii? Bardzo podobała mi się "Grawitacja", oceniłem ją wysoko, ale prawda jest taka, że w tym filmie całą robotę odwalają efekty specjalne i graficy, dlatego też ten film nie zasługuje na wygraną w kat. "Najlepszy film". Osobiście chyba najbardziej cieszyłbym się z wygranej "Her", ale nie mam też nic przeciwko wygranej filmu McQueena ;)
Nie bardzo też wiem, dlaczego uważasz, że przyznanie Oscara drugi rok pod rząd dla Lawrence byłoby przegięciem. Nie sądzę, że jest to dobry argument. No chyba, że po prostu bardziej podobała Ci się rola Roberts i o to Ci chodzi :)
Bardzo miło się to czytało, ja swoje rozważania na temat "oscarowej ruletki" przedstawię prawdopodobnie w piątek, zapraszam :)
Nie uważam, że to film zasługujący na miano najlepszego, ale też nie bardzo umiałabym wytypować spośród tych nominowanych zastępcę. Nudzi mnie to, że zamiast doceniać nowatorstwo, jurorzy tych wszystkich nagród stawiają na sprawdzone tematy. Nawet jeśli dobrze opowiedziane.
OdpowiedzUsuńCo do Jen - nie, oczywiście, że ucieszę się z kolejnej statuetki. W swoich typowaniach do nagród OBF sama dałam ja na jedynkę:) Nie mniej jednak jest bez wątpienia na topie i nic jej popularności nie odbierze, a sama Lawrence będzie miała na koncie kolejne rewelacyjne role. Czy Julia też? Hm...
Tradycyjnie świetny tekst, który czyta się z zafascynowaniem ;) Good job :)
OdpowiedzUsuńJa w tym roku za mało filmów widziałem, aby się kłocić, jednak absolutnie protestuję przeciwko nazywaniu ewentualnego (i w sumie bardzo prawdopodobnego) zwycięstwa "Zniewolonego" jako błędu Akademii ;) Dla mnie to świetny film McQueena, pierwsze naprawdę dojrzałe potraktowanie niewolnictwa przez Hollywood z kapitalną, bardzo wyciszoną i subtelną kreacją Chiwetel Ejiofora. Mocno ten film przeżyłem i chętnie do niego wrócę, aby sprawdzić, czy za drugim razem zrobi na mnie nadal takie wrażenie.
Ja myślę, że Matthew Mcconaughey nie zniknie tak szybko :) To będzie jego rok, tym bardziej, że w listopadzie zobaczy go cały świat, który pójdzie oglądać Interstellar.
Ogólnie, fascynujący rok i pewnie będzie świetna zabawa na oscarowej gali, skoro prowadzić będzie moja ulubiona Ellen Degeeneres. Jak sobie przypominam jej spicz jak ostatnio prowadziła to aż mi żal, że w tym roku tego nie obejrzę na żywo :)
http://www.youtube.com/watch?v=whgVLNC5KSY
Kocham tę mowę i też nie mogę się doczekać występu Ellen:)
OdpowiedzUsuńZa najlepszą piosenkę oscara zgarnie U2 i nie ma możliwości, by stało się inaczej, moja droga :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem po seansie American Hustle i zgadzam się, że kreacja Julii Roberts jest o wiele lepsza niż Lawrence, ale skoro bitwa rozegra się między Jennifer a Lupitą, to kibicuję Lupicie. No i trzymam kciuki za Amy Adams, która przykuwa uwagę od kilku dobrych już lat (rok temu przegrała z 15minutowym śpiewającym epizodem, what the hell?), a po 40 - którą zaraz przekroczy (więc tekst o młodziutkiej AA trochę pomyłkowy) - w Hollywood przestaje się dostawać świetne scenariusze, już w samym AH mamy tego przykład, 23latka gra matkę kilkulatka i żonę Bale'a (który sam przyznał, że dla niego obsadzenie tej roli było dziwne). Tak więc ja jak najbardziej trzymam kciuki za Amy ^^
Ach! Jaki piękny byłby remis w przypadku Leo i Matthew!
Co Wy wszyscy z tym wiekiem:) Napisałam w kontekście pozostałych nominowanych aktorek, że jest młodziutka i temu się nie da zaprzeczyć:) Co do Jen - czytałam ten wywiad z Bale'm i film oglądałam przez pryzmat tej wypowiedzi - rzeczywiście trochę to gryzło, aczkolwiek zgadzam się z nim, że jej gra zrekompensowała ten dysonans.
OdpowiedzUsuńTeż myślałam o remisie, w końcu nie jest to takie niespotykane - Gildia Producentów przyanała nagrodę ex aequo "Zniewolonemu" i "Grawitacji". Przynajmniej byłoby ciekawie i całkiem zabawnie:)
.. tu tałes forintów :D
OdpowiedzUsuńEch Ci amerykanie i znowu to samo !!! Pozdrawiam z Lodzi. :)
OdpowiedzUsuń