Strony

środa, 30 lipca 2014

Edward Nożycoręki

W Edwardzie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Był taki biedny, taki słodki, taki kochany, że najchętniej wgramoliłabym się do niego przez ekran i mocno przytuliła. Wrócić do tych ciepłych emocji, jakie towarzyszyły mi podczas pierwszego seansu, zawsze miło. Tym milej, gdy mogłam ich doświadczyć w tak szczególnych okolicznościach i miejscu. Edward Nożycoręki na wielkim ekranie, tuż po zmierzchu, w samym środku parku miejskiego - takie rzeczy tylko podczas Letniego Projektora:)


 

Oglądając film Burtona po raz kolejny, zastanawiałam się, co właściwie sprawia, że po 24 latach od premiery, ten film wciąż bawi i wzrusza z jednakową siłą. Prosta historia o "niedokończonym chłopcu", nakreślonym na kolanie, gdzieś między jedną nudną lekcją a drugą, przez młodziutkiego Tima Burtona, okazała się uniwersalną opowieścią o samotności, wykluczeniu, inności i tolerancji (a właściwie jej braku) - problemach, z którymi nie radzimy sobie także dzisiaj. Burton, stawiając swojego nieporadnego bohatera naprzeciw - nomen omen - stada cywilizowanych mieszkańców pobliskiego osiedla, odkrywa gorzką prawdę: wyuczone emocje, nabyta dobroć może mieć większą siłę niż podlewane codzienną rutyną, chorobliwym wścibstwem i krótkowzrocznością akty filantropii. Że nienaturalna, niedokończona istota może być lepsza, mieć większą wartość niż pełnoprawny, kompletny twór, szumnie nazywany człowiekiem.


 

Dziś na Edwarda Nożycorękiego spoglądamy z tak dużym sentymentem z jeszcze jednego powodu. To czas, gdy Tim Burton wprost fruwa na skrzydłach swojej wyobraźni, Danny Elfman jeszcze muzycznie zaskakuje, Winony Ryder nie kojarzy się z kradzieżami w sklepach, a o Johnnym Deppie nikt jeszcze nie słyszał i nie miał okazji fuknąć z oburzenia, że - och, on znowu zagrał tak samo i och, ile można być krzyżówką zombie i Jacka Sparrowa. To tak jakby sięgnąć pamięcią do czasów dzieciństwa, kiedy wszystko jeszcze było takie nowe, świeże i pachnące. Jak powietrze w Parku Wyspiańskiego, gdzie Edward miałby naprawdę dużo pracy:)


 

Czy polecam? To mój ulubiony film Tima i jeden z najukochańszych filmów w ogóle, jakżeby inaczej?


 
Źródło zdj.: doblu.com

 

4 komentarze:

  1. Ja pamiętam, że jak byłam mała to Edward leciał w telewizji, rodzice zabronili mi oglądać ze względu na te nożyce, a uspać mnie to była istna męka więc wyłączyli mi go podczas sceny, gdy doktor właśnie mu te nożyce zakłada. Przez wiele lat zastanawiałam się co to za film, obejrzałam go w całości dopiero w gimnazjum i od tego czasu jestem fanką Burtona. Choć najnowsze produkcje już mnie tak nie przekonują, to sentyment pozostał i film za każdym razem podoba mi się jeszcze bardziej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A tam podobno i tak wycięli niektóre sceny walki ze względu na przemoc:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam z 6 lat gdy pierwszy raz oglądałam Edwarda. ;) Pamiętam to jak dziś. Zapytałam się mamy dlaczego ten chłopak jest taki smutny. To był mój pierwszy film Tima i od tamtego czasu zostałam jego wielką fanką. ;)
    Miło wrócić do dawnych czasów.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stary odkopałeś klasyk kina. Mam to na VHS jak parę innych dobrych filmów. Posiadam na VHS aż 700 filmów :) z tamtym lat! MEGA

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.