Strony

czwartek, 11 grudnia 2014

Pani z przedszkola

Przyznam szczerze, że mało który zwiastun w tym roku poderwał mnie z fotela tak jak Pani z przedszkola. Oglądałam go z uśmiechem na twarzy i rosnącą niecierpliwością - chciałam już, natychmiast zobaczyć, czy faktycznie film będzie tak nieszablonowo zabawny, jak wygląda w tych krótkich wycinkach. Pierwszy raz dostałam obuchem w głowę, gdy zobaczyłam plakat filmu (no bo... serio?), drugi - gdy odkryłam, że to film Krzyształowicza, autora świetnie przyjętej chyba przez wszystkich oprócz mnie Obławy. Ale i tak wierzyłam, że będzie fajnie. No bo Kulesza, Woronowicz z fajnymi wąsami, Janda i jej cięte riposty. Nie wystarczyło.


 

Byłabym niepoważna, stawiając filmowi zarzut, że jego zwiastun wprowadza widza w błąd. Bo choć tak jest w istocie - i jest to błąd nie tylko w stosunku do fabuły, ale także gatunku filmu i relacji łączących bohaterów, ich faktycznego udziału w akcji - to nie ma w tym nic złego dopóki jego prawdziwe oblicze zaspokaja apetyt. Pani z przedszkola go nie zaspokaja, rozwadniając humor, bawiąc się w nieuzasadnioną powtarzalność i żonglując wątkami tak długo, że aż nużą.


 

Nawet bohaterowie, tworzący ciekawą i barwną przecież konstelację typów (jest zamykający się w swoim świecie marzyciel, sfrustrowana, niespełniona pani domu, seksowna młódka i babcia z dyktatorskim zacięciem, dojrzały facet z problemami, a nawet ekscentryczny psychoterapeuta, leczący metodą, a jakże, freudowską) gdzieś w toku akcji tracą werwę, a śledzenie ich losów skupia się wokół czekania na "te śmieszne sceny ze zwiastuna", które - jak sie okazują - są zlepkiem najlepszych kawałków całego filmu.


 

Krzyształowicz - podobnie jak w Obławie - bawi się konwencją, miesza gatunki i sprawia, że nic nie jest oczywiste. O ile jednak w poprzednim filmie było to strzałem w dziesiątkę, o tyle w Pani z przedszkola ten celowy chaos trochę jednak irytuje, a wyłaniający się zeń porządek po prostu nie przekonuje. Reżyser dwoi się i troi, by zaskoczyć, rysuje coraz to bardziej wymyślne sceny, wydziwia z rozwiązaniami, aż zwyczajnie przekracza granice dobrego smaku. W warstwie dramaturgicznej, humorystycznej i trochę także moralnej, choć kontrowersyjność niektórych zestawień to pewnie rzecz dyskusyjna.


 

"Nie umiesz się bawić" - powiedzieliby mi pewnie zadowoleni z seansu widzowie. Może. Tylko kogo i po co mam oszukiwać? Rozczarowała mnie ta Pani z przedszkola, choć na pooglądanie kolejnych popisów Kuleszy i Woronowicza czasu mi nigdy nie szkoda.


 

Czy polecam? Nie.


 
Źródło zdj.: skorpionarte.pl

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.