Podróż do miast, w których kręcono ulubione filmy i spacer śladami ich bohaterów to marzenie wielu kinomanów. Odnajdywanie miejsc, w których toczyła się ich akcja, porównywanie rzeczywistości z ulokowaną w realnym świecie fikcją, poczucie na nowo i w nowy sposób klimatu opowieści - to wspaniałe, okołofilmowe doświadczenie. Stany Zjednoczone - najczęstszy kierunek tych marzeń - wciąż dla większości z nas pozostają poza zasięgiem. Ale to wcale nie znaczy, że u nas, w Polsce, nie możemy przeżyć podobnych wrażeń. Na przykład wybierając się do Krakowa, miasta, w którym kręcono wiele kultowych polskich filmów i które (nie tylko z tego względu) aż prosi się o odwiedziny. Dziś zapraszam Was na taki filmowy spacer po Krakowie śladami Cumy i Szerszenia, bohaterów filmu Juliusza Machulskiego Vinci.
Na początek trochę informacji "technicznych". Kraków to piękne miasto, któremu warto poświęcić nieco więcej czasu niż lukę pomiędzy przyjazdem a odjazdem pociągu. Wybierając się tu, zaplanujcie sobie nocleg. Bohaterowie, których oczami za moment spojrzymy na miasto, mieszkają w słynnych, krakowskich hotelach, starych kamienicach i nowoczesnych apartamentach. Ale by w toku akcji poczuć się prawdziwie jak uczestnicy tej inteligentnej i zabawnej intrygi, wcale nie musimy wydawać fortuny. Możemy taki nocleg znaleźć po prostu w sieci, korzystając na przykład z HomeToGo. HomeToGo to niezależna metawyszukiwarka miejsc noclegowych, w której możecie namierzyć i od razu zarezerwować miejsca pewne, komfortowe, zlokalizowane w dowolnej dzielnicy Krakowa, na które nie wydacie całej sumy przeznaczonej na tę wycieczkę. A zaoszczędzone pieniądze wydajcie na dobre piwo na Rynku i torbę obwarzanków dla rodziny. Sama podczas wakacyjnego urlopu korzystałam z HomeToGo, zupełnie bez związku z dzisiejszym wpisem, znajdując w lecie lokum w górach, także sprawdzone na własnej skórze, że działa i pomaga.
Dobrze, to ruszamy w drogę. Każdy, kto oglądał komedię Juliusza Machulskiego, wie, że spora część jej akcji dzieje się w plenerze. To ciekawe, bo fundament tej fabuły - kradzież obrazu Leonarda da Vinci - wskazywałby na lokacje zamknięte, związane najpierw z planowaniem, a później samą kradzieżą dzieła. Reżyser postanowił jednak wykorzystać potencjał fotogeniczny Krakowa i przenieść część akcji, w tym jej punkt kulminacyjny, w teren. Ale zanim do tej kluczowej akcji dochodzi, poznajemy Cumę. Robert Cumiński jest złodziejem, z niejednego pieca jadł już chleb i nieraz tym wypiekiem już się poparzył. W takiej też sytuacji go poznajemy - ze względu na "ciężki stan zdrowia" opuszcza zakład karny i udaje się do pasera, organizującego kolejną akcję. Zakład karny, w którym przebywa bohater, to żaden tam fikcyjny budynek, a prawdziwa jednostka systemu karnego, w której przebywają skazani po raz pierwszy i młodociani, zlokalizowana w jednej z najbardziej znanych krakowskich dzielnic - Nowej Hucie. Która to - Nowa Huta, nie jednostka, rzecz jasna - jest zdecydowanie warta zobaczenia jako ciekawy przypadek miasta w mieście, tworu kompletnego, samowystarczającego, w którym współcześni mieszkańcy mogliby żyć bez łączności z resztą miasta, gdyby tylko mieli tam więcej miejsc pracy. O zabytkach i miejscach wartych uwagi czytajcie w przewodnikach, ja uciekam wraz z Cumą do centrum, miejsca akcji właściwej.
A to znajduje się w samym sercu Krakowa, w miejscu, którego bohaterom, a właściwie jednemu z nich, Szerszeniowi, zazdrościło całe miasto. Mowa o słynnym tarasie, przylegającym do mieszkania młodego wspólnika Cumy, z którego rozpościera się cudowny widok na Rynek Główny, z majestatycznym Kościołem Mariackim na czele. Cuma, odwiedzając kumpla, zazdrośnie przyznaje: "Zapomniałem, że masz taki widok, Szerszeń". My - zamiast zazdrościć - możemy go po prostu... zobaczyć. To słynne miejsce znajduje się bowiem przy ul. Tomasza 43, w budynku Akademii Muzycznej, gdzie na 6. piętrze znajduje się restauracja (a właściwie bistro) o prostej i łatwej do zapamiętania nazwie: U Romana. Lokal ten posiada salę jadalną, w której to spożywając posiłek można z rozkoszą spoglądać na tłumny w porze obiadowej Rynek Główny i okalające go uliczki.
Akcja zawiązana, Cuma spieszy do miejsca, w którym znajduje się przedmiot planowanej kradzieży, czyli w kierunku jednej z przyrynkowych uliczek, św. Jana 10. Zlokalizowane tam Muzeum Czartoryskich to jedno z najstarszych muzeów w Polsce. Jego najcenniejszym nabytkiem jest właśnie Dama z łasiczką Leonarda da Vinci, na którą ostrzą sobie zęby kolekcjonerzy, fałszerze i złodzieje dzieł sztuki. Akcja filmu będzie tu niejednokrotnie wracać, a samo muzeum - gruntownie remontowane od 2010 roku - wróci do nas dopiero w roku 2017). Na tę chwilę pozostaje nam więc podziwiać go od zewnątrz i pozazdrościć Cumie, że mógł swobodnie obejrzeć Damę z bliska.
Nasz bohater chętnie rozpocząłby już planowanie akcji, ale musi się zameldować. W końcu to zwolnienie warunkowe, a krakowska policja jest jakoś dziwnie w stosunku do Cumy podejrzliwa... Bohater na komisariat policji zlokalizowany w sercu Kazimierza, przy ul. Szerokiej, teleportuje się w iście filmowy sposób, a was, którzy zamierzacie tę trasę pokonać, zachęcam jednak do spaceru. Z Rynku Głównego na ul. Szeroką można spokojnie przejść na piechotę - spacerkiem będzie to ok. 20 minut, a po drodze można zobaczyć piękne Stare Miasto. A u celu - klimatyczny, tętniący życiem, żydowski Kazimierz, z piękną synagogą w centrum i urokliwymi, smacznymi restauracjami i kawiarenkami rozsypanymi wokół niej.
W tym czasie nasz drugi bohater, Szerszeń, bierze się ostro do roboty i po rozmowie z uznanym fałszerzem dzieł sztuki, Tadeuszem Hagenem, umawia się na spotkanie z utalentowaną młodą malarką, Magdą. Miejsce spotkania jest nieprzypadkowe - to Plac Matejki, przy którym mieści się słynna krakowska Akademia Sztuk Pięknych. Julian grzecznie czeka na artystkę przy stojącym w centrum placu pomniku Grunwaldzkim, który w tym roku "świętuje" swoje 105 urodziny.
Negocjacje Szerszenia z Magdą odbywają się jednak nieco dalej, w kawiarni przy jednej z ulic wychodzących z Rynku Głównego (Szpitalnej), która sama w sobie jest godna zainteresowana przede wszystkim z uwagi na znajdujący się u jej wylotu i przejścia w stronę Dworca Głównego wspaniały Teatr im. Juliusza Słowackiego. Bohaterowie tam nie docierają, kierują się jednak w inne, urokliwe miejsce, będące jedną z wizytówek Krakowa. Błonia - bo o nich mowa - to rozległy plac zieleni, taki nasz krakowski park bez drzew, skwer zieleni, otulony chodnikami i ścieżkami, z lubością eksploatowanymi przez rowerzystów, biegaczy i rolkowiczów. Tuż obok Błoń znajdują się stadiony Wisły Kraków i Cracovii, a z samego skweru roztacza się widok na wznoszący się z zachodniej strony miasta Las Wolski i Kopiec Kościuszki. Spacer po Błoniach i wejście na Kopiec to absolutne must do podczas wycieczki do Krakowa dla wszystkich, którzy chcą zobaczyć coś więcej niż tłum turystów na Rynku Głównym.
Spacerowanie wzdłuż Błoń to prawdziwa przyjemność i żal krakowskie płuca opuszczać, ale nasza Dama z łasiczką szykuje się do podróży, czas więc przyspieszyć. Wraz z bohaterami wracamy na Rynek Główny, przez który właśnie przejeżdża kawalkada przewożąca cenny obraz. Kierujemy się w stronę ul. Floriańskiej. To najbardziej znana i swego czasu najbardziej ekskluzywna (i tym samym najdroższa) ulica przyrynkowa, która dziś jest punktem zbiórek turystów i nocnych... gastrowycieczek (dzięki zlokalizowanym tam dwóm znanym, amerykańskim restauracjom sieciowym i lokalom z kebabem ). To właśnie tu dojdzie do skutku akcja Cumy - u szczytu ulicy karetka napotka wyraźną przeszkodę i... kto widział film, ten wie, kto nie widział - niech sam się przekona.
My tymczasem opuszczamy Rynek Główny i spacerkiem maszerujemy w stronę ul. Zwierzynieckiej (dotrzemy do niej przecinając Rynek na wskroś, w kierunku ul. Wiślnej), by u jej szczytu odkryć Bulwar Czerwieński, znajdujący się u stóp Wawelu, z pięknym widokiem na Wisłę. To właśnie tam znajdują się słynne, cementowe ławeczki, przy której Szerszeń gra w szachy z panem Tadeuszem i gdzie ten ostatni spotyka się w finale historii z Magdą, by zrobić bilans akcji Cumy ze swojej, arcyciekawej perspektywy. Kto ciekawy niech koniecznie po seansie je znajdzie i z zachwytem spojrzy na wznoszący się obok Zamek Królewski. Jest co podziwiać, obiecuję.
Juliusz Machulski, pytany o to, dlaczego ulokował akcję swojego filmu właśnie w Krakowie, odpowiedział bez wahania, że to miasto jest niezwykle fotogeniczne i wprost stworzone do kręcenia filmów. "Mam wiele uznania i dla tego miasta, i dla ludzi, którzy nam pomagali, którzy byli nam niezwykle życzliwi i przychylni, którzy znając zarys scenariusza, dopytywali się codziennie: "To co, już ukradli czy jeszcze nie?". Filmów w Krakowie nie powstaje tyle, co choćby w Warszawie, co według reżysera wynika przede wszystkim ze słabego zaplecza technicznego dla kręcenia produkcji filmowych, ale te, które powstały, zdecydowanie udowadniają, jak wielki potencjał kryje w sobie to miasto. Mam nadzieję, że i Wy, po seansie Vinciego, lekturze tego wpisu i wizycie w Krakowie będziecie tego samego zdania.
Partnerem tekstu jest serwis HomeToGo.
a znacie film praktykant? coś, co nigdy sie nie starzeje... ;)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie oglądałam.A jaki to ma związek ze spacerem po Krakowie?
OdpowiedzUsuńZ najnowszych filmów "z Krakowem w tle" warto wymienić też "Uwikłanie"
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=CqDtOxrfGfk
Tak, miałam pierwotnie pisać właśnie o nim, bo dużo tu ciekawych, dyskusyjnych rozwiązań, ale ostatecznie to nie recenzja, tylko spacer, więc...:) Film jest fatalny, w przeciwieństwie do książki;)
OdpowiedzUsuńOglądałem go dla "widoków", nie pamiętam fabuły :)
OdpowiedzUsuńI dobrze:)
OdpowiedzUsuńDobry film, pomysłowy wpis - a że Kraków uwielbiam to naprawdę miło się czytało i wspominało:)
OdpowiedzUsuńMiło mi:)
OdpowiedzUsuńświetnie zmajstrowany wpis! :) chyba jeszcze raz obejrzę, by skupić się na Twoich uwagach. a "Uwikłanie" z kolei bardzo mi przypadło do gustu. bo Kraków, bo Maja Ostaszewska i kilka innych bo. książki nie czytałam, pewnie dlatego nic mi nie zgrzytało ;)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że właśnie dlatego:) Może i lepiej:) PS. Dzięki:)
OdpowiedzUsuń