Strony

środa, 15 maja 2013

Oszukane (2013)

reżyseria: Marcin Solarz
scenariusz: Monika Góra, Michał Godzic
produkcja: Polska
gatunek: dramat
dystrybucja polska: ITI Cinema Sp. z o.o.

Przenoszenie na duży ekran historii, które napisało życie, ma tę zaletę, że fabuła - a przynajmniej jej lwia część - broni się sama. Opowieści te, pełne dramatów i słodko-gorzkich akcentów, poruszają emocje i nie pozostawiają obojętnym. Problem z ich kinowym odpowiednikiem jest tylko jeden: trzeba bardzo uważać, by nie przekroczyć cienkiej granicy między atrakcyjnym przedstawieniem prawdy a swobodą twórczą, prowadzącą do przesady i wykoślawienia idei. Niestety, reżyserzy nagminnie i brutalnie tę granicę przekraczają, nie oglądając się za siebie i nie sprawdzając, jakie wrażenie swoim zdecydowanym i bezmyślnym krokiem wywołali. Tym brakiem zaufania do przewrotnego, ale realnego losu dwóch polskich rodzin wykazał się także Marcin Solarz. Jego Oszukane to film o ogromnym potencjale, który - jak pociąg - rozpędza się, wzbudzając ciekawość i emocje, by potem tragicznie się wykoleić.

Natalia (Karolina Chapko) i Magda (Paulina Chapko) podczas przypadkowego spotkania na dyskotece odkrywają swoje niesamowite podobieństwo. Wzajemna fascynacja prowadzi je do głębokiej przyjaźni, w którą angażują także swoje rodziny. Szybko okazuje się, że więź łącząca dziewczyny nie jest przypadkowa - wskutek błędu lekarzy przeznaczone zostały do innych domów. Obie rodziny muszą teraz odnaleźć się w nowej sytuacji i zaakceptować fakt, że nic już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

To nie jest zły film. Mówię to od razu, żebyście nie zrozumieli źle mojego krytycznego wstępu, w którym w nieudolny sposób próbuję wyjaśnić podstawowy dysonans w odbiorze takich filmów. Rzecz rozkręca się bardzo przyzwoicie, punkt kulminacyjny, jakim jest spotkanie obu rodzin i ustalenie tragicznych faktów, przejmujący, prezentacja sposobów radzenia sobie z sytuacją rodziców bliźniaczek -  realistyczna. Kłopoty nadciągają wraz z niewłaściwym wyznaczeniem środka ciężkości. Cała historia mogłaby być z powodzeniem oparta wyłącznie na dramacie rodzin (matek) i zazdrości Anety (bez szczegółów, by nie spoilerować), które okazały się i tak najciekawsze zarówno z psychologicznego, jak i czysto odbiorczego punktu widzenia. Nie było zupełnie potrzeby mnożyć tej tragedii, odmieniać jej przez wszystkie przypadki i wyjaskrawiać jej soczyście szarych barw - ona sama w sobie była już na tyle intensywna emocjonalnie, że nie potrzebowała żadnego wsparcia. Podobnie z przemianą Natalii, która, istotnie, miała prawo mieć miejsce, ale rozbuchana nagle do rozmiaru "punkowego" buntu i równie szybko wyciszona, traci na realizmie i odbiera fabule wiarygodność. To zdecydowanie najsłabsze elementy filmu, których można było uniknąć przy odrobinie zaufania do prawdziwej historii.

Nie zmienia to faktu, że Oszukane ogląda się z ciekawością do samego końca. Spora w tym zasługa Katarzyny Herman, fantastycznej w roli matki Natalii nauczycielki baletu, która (nie) odnajduje się w macierzyństwie jak może i która głęboko przeżywa pomyłkę lekarzy i wybór córki, będący - o czym Anna zdaje sobie sprawę - konsekwencją jej modelu wychowawczego. Świetna rola. Jej rówieśnicy - Ewa Skibińska i Artur Żmijewski - mają do odegrania role o wiele słabsze pod względem dramaturgicznym, nie wyróżniają się więc więcej niż zwykle. Z młodszej grupy na uwagę zasługują wcale nie bliźniaczki (choć ogląda się je przyjemnie, na co wpływ na przede wszystkim uroda starszych o 10 lat od swoich bohaterek sióstr), ale Aneta, w którą wcieliła się Sylwia Boroń - aktorka o bardzo specyficznej urodzie i nieco spłoszonej (idealnie pasującej do roli) grze. 

Ostatecznie Oszukane nie są kompletnym niewypałem. Ukazują pewną jeszcze nieudolność młodych i dotychczas niewybijających się przesadnie twórców w prowadzeniu fabuły i aktorów, ale to przecież rzecz do wyszlifowania. Historia i tak ratuje film. Jeśli oddzielić ją od niefortunnego efekciarstwa, wygląda naprawdę atrakcyjnie. A jej wykolejenie jest i tak mniej bolesne niż szafowanie (nie)ulotnym pięknem młodzieńczej nagości czy innym bejbi bluesem.

Czy polecam? Raczej w domu, niż w kinie, ale całkiem tak.


9 komentarzy:

  1. Film bardzo, bardzo reklamuje stacja TVN, obejrzę, ale pewnie w domu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam dzisiaj na tym filmie w kinie, nie zawiodłam się. Nie jest to jakiś rewelacyjny film, ale całkiem przyjemnie się ogląda.
    Pozdrawiam Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic w tym w sumie dziwnego, zwłaszcza jeśli to produkcja ITI. Oni tak po prostu mają. Filmy kręcą jak seriale. I wychodzi takie pełnometrażowe "Na wspólnej". I biznesowo mają rację. Takie rzeczy najlepiej się sprzedają.

    OdpowiedzUsuń
  4. A to ciekawe, że da się ten film oglądać, bo zwiastun wyglądał potwornie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszę, że nareszcie ktoś rzetelnie ocenił tę produkcję, bez wylewania jadu na TVN, ITI czy reżysera 'Majki' i 'Julii'. Zainteresował mnie pomysł na fabułę, a kusi przede wszystkim chwalona przez Ciebie kreacja Herman. Myślę, że kiedy pojawi się w telewizji, z zaciekawieniem obejrzę i porównam nasze wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po milionowym usłyszeniu w TV kwestii Herman: "Jak mogliście zamienić nasze dzieci?" odeszło mi zupełnie, ale może jak film trafi do dystrybucji obejrzę go z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że warto obejrzeć, zwłaszcza, że w najbliższym czasie bardzo mało przed nami polskich premier. Ech, tylko ten plakat strasznie razi mnie w oczy. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku świetnego "Być jak Kazimierz Deyna". Co jest z tymi naszymi grafikami nie tak...

    OdpowiedzUsuń
  8. Stacja TVN strasznie nagłośniła ten film. Przyznaję, zaciekawili mnie i postanowiłam wybrać się do kina. Jednak zawiodłam się, niektóre sceny były strasznie sztuczne i wyreżyserowane. Nie obejrzę tego filmu ponownie.
    A tak przy okazji, bardzo fajny blog. Trafiłam tutaj przez przypadek, ale będę zaglądała częściej :)
    Zapraszam również do mnie:
    www.calaonawsieci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.