Strony

czwartek, 11 lipca 2013

Idealne matki (Two Mothers, 2013)

reżyseria: Anne Fontaine
scenariusz: Christopher Hampton
produkcja: USA, Australia
gatunek: dramat
dystrybucja polska: Kino Świat

Tak sobie chodzę już któryś dzień z tym filmem w głowie i dopiero dziś dokonałam odkrycia, że o tym, co zrobiła Anne Fontaine właściwie nie można powiedzieć niczego złego. Wszystkie bowiem wady Idealnych matek leżą w samej historii - popełnionej przez Doris Lessing, brytyjską laureatkę Literackiej Nagrody Nobla, niedorzecznej opowieści o romansie dwóch matek ze swoimi (na szczęście, nie własnymi) synami.


Roz (Robin Wright) i Lil (Naomi Watts) przyjaźnią się od dziecka. Mieszkają po sąsiedzku, obie są samotne (jedna jest wdową faktyczną, druga - słomianą, przegraną w procesie decyzyjnym robiącego karierę męża) i mają synów w tym samym wieku. Ich relacja jest tak bliska, że co niektórzy podejrzewają je nawet o związek partnerski. Pewnego dnia jej intensywność przechodzi pewną granicę - Ian (Xavier Samuel), syn Lil, daje Roz poważny sygnał, że chce być z nią bliżej. Odbiciem tej sytuacji jest analogiczne działanie jego kolegi, Toma (James Frecheville), zakochującego się w Lil.

Cała ta przedziwna historia stanowi oś filmu i to wokół niej wszystko się kręci. Czwórka głównych bohaterów nie ustępuje miejsca innym postaciom właściwie ani na chwilę - pojawiający się przejazdem sąsiedzi są tylko tłem, a ci, którzy mogliby realnie namieszać i mieć większy wpływ na sytuację, pojawiają się tylko na chwilę, jakby mimochodem. Nawet dwie bohaterki, które otrzymały z przytupem funkcję katalizatorów zmian, są trochę odrealnione, niewyraźne, nieznaczące, a przez to w żaden sposób nieprzekonujące. Normalnie mogłoby być to trochę duszące, ale w przedziwny sposób nie jest - krzyżujące się nieustannie duety (w przeróżnych kombinacjach - syn i syn, syn i matka, matka i matka, matka i syn przyjaciółki) są dawkowane w apetycznych porcjach i nawet niespecjalnie drażnią. Piękne zdjęcia nadmorskiego krajobrazu (morski pomost, pusta plaża, dwa domy położone na niemalże niezamieszkanym terenie, widok na ocean prosto z tarasu itd.), sceny otulone subtelnymi, kojącymi dźwiękami, wyważone tempo akcji - mogło być naprawdę idealnie. A tak?

Cały urok australijskiej przestrzeni niweczy absurdalna historia. Nie, nie jest nią płomienny romans dwóch par, w których różnica wieku jest najmniejszą przeszkodą. Choć rzecz jest nieco kontrowersyjna, nie jest niespotykana - można sobie taką sytuację wyobrazić, może nawet przyjąć, zaakceptować. Serce - ponoć - nie sługa. Problemem jest tu coś zupełnie innego (kolega tutaj uprzedził mnie w tym odkryciu, ale to chyba tylko potwierdza fakt, że rzecz kłuje w oczy): wszyscy bohaterowie, jak jeden mąż, bezwiednie niemal godzą się na ten kuriozalny stan rzeczy. Ok, tytułowe matki początkowo trochę się opierają zalotom młodych chłopców (bardziej Lil niż Roz), ale dzieje się to pro forma, głupio przecież chociaż na chwilę tym dziwnym układem się nie zaniepokoić. Przesadzam? A gdyby wasz(-a) przyjaciel/przyjaciółka sypiał(-a) z waszym dzieckiem? Albo wasz (-a) kolega/koleżanka miał romans z waszą matką? Serio, nie ruszyłoby was to? Mnie owszem, pewnie nawet wpadłabym w furię. Co robią natomiast Lil i Roz? Rozmawiają, po prostu od czasu do czasu rozmawiają. O tym, że muszą przestać, ale czy rzeczywiście muszą, skoro jest tak dobrze, są takie szczęśliwe, a poza tym zabunkrowane w swoich posesjach na odludziu, więc właściwie chronione przed wścibskim okiem pobliskich mieszkańców. Analogicznie zachowują się chłopcy. Nikt tu nikogo nie leje, nie ma do nikogo pretensji, wszyscy odnajdują się w nowym układzie wzorowo. Czym tu się w końcu przejmować, it's no big deal.

I co z tego, że Robin Wright i Naomi Watts dają z siebie 200%, wskrzeszają ze swoich bohaterek emocje, których zabrakło w fabule i rysunku postaci, konfrontują się z kamerą i z całą dojrzałością umysłu i ciała pokazują w detalu oznaki swojej przemijającej młodości, słowem grają wspaniale. Co z tego, skoro tocząca się na naszych oczach intryga (akcja w sensie) to jeden wielki nonsens.

Znów dostajemy dobrze skrojony film, który nuży z powodu swojej treści. Czy to oznacza, że z kiepskiej historii nie można zrobić dobrego filmu? Pocieszcie, że można.

Czy polecam? Na kiedyś, w ramach wieczoru z polsatem czy innym tvn-em, inaczej - niekoniecznie.


7 komentarzy:

  1. Doczekałam się, dzięki za dodanie recenzji! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. że nie poszedłem do kina, mimo wszystko, trochę żałuję, ale z podsumowaniem (choć nie widziałem) zgadzam się - od początku brzmiało mi to wszystko jak tvn-owi hit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie, to nie tak. Źle to chyba ujęłam. Chodziło mi po prostu o to, że nic nie stracicie, jak zobaczycie film w tv, a nie w kinie. Tytuł wykupi pewnie TVN, raczej wątpię, że publiczna się pokusi na taki kontrowersyjny temat. A czym jest dla Ciebie TVN-owski hit?:) Dla mnie to są takie filmy jak niedawne "Oszukane" czy "Nad życie".

      Usuń
  3. Już jakiś czas temu podjęłam decyzję, że sobie daruję ten film w kinie, aczkolwiek w ogóle gdzieś i kiedyś zobaczyć go będę chciała. Twoją recenzja utwierdziła mnie tylko w tym przekonaniu.

    Co do samej historii - ciekawi mnie bardzo podejście do tematu, zwłaszcza, że jeszcze całkiem niedawno byłam świadkiem podobnej historii - w sensie związku, gdzie to partner był 20kilka lat młodszy i wcale mnie to nie irytowało i nie stresowało, wręcz kibicowałam i cieszyłam się szczęściem mojej własnej matki :) choć jej partner był młodszy nawet od mojego własnego męża (ode mnie starszy o 5 lat)

    W Polsce nadal taka sytuacja bardzo bulwersuje, bo z tolerancją w naszym narodzie jest nadal mocno na bakier. W Ameryce jak widać wszystko przechodzą do porządku dziennego. Może powinniśmy się tego od nich uczyć? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. poluję na film ostatnio, po twojej recenzji chcę go zobaczyć, może właśnie brak buntu czy sprzeciwu jest pewnym wyłamaniem się paradoksalnie z pewnej konwencji, której - my jako odbiorcy- pragnęlibyśmy, muszę zatem go obejrzeć, zmotywowałaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłem bardzo ciekawy Twojego zdania na temat "Idealnych matek", a dopiero dziś udało mi się trafić na tę notkę. Zgadzam się z całością. Niestety, nawet genialne aktorstwo nie zrobi z kiepskiego pod względem treści filmu hitu...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.