Strony

niedziela, 13 października 2013

Wałęsa. Człowiek z nadziei (2013)

reżyseria: Andrzej Wajda
scenariusz: Janusz Głowacki
produkcja: Polska
gatunek: biograficzny
dystrybucja polska: ITI Cinema Sp. z o.o.

Problem miałam z tym Wałęsą. Od samego początku nie interesował mnie ani jeden news na temat powstawania filmu, nie czekałam na niego, nie wyglądałam, nie zastanawiałam, jak Wajda sportretował bohatera i czy pokazał prawdę, czy legendę, zupełnie nic. Kiedy dzień premiery nadchodził nieubłaganie, zaczęłam się tym wszystkim męczyć. Z jednej strony czułam bowiem, że film zobaczyć warto, choćby dla tematyki i filmu jako filmu po prostu, tego, co twórcy i obsada (Więckiewicz!) tam powyprawiali. Z drugiej nie mogłam powstrzymać rosnącego zniechęcenia i seans odwlekałam, ile mogłam. Zwyciężyły względy logistyczne - jedyny pasujący mi w tym tygodniu termin wyjścia do kina przypadał właśnie na godzinę seansu Wałęsy. Czy to przypadek, nie wiem, grunt, że film okazał się nie taki straszny, jak się w moich wyobrażeniach malował. Wałęsa. Człowiek z nadziei może wielu odtrącać w warstwie ideologicznej, ale faktu, że to dobrze zrobiony film, nikt Wajdzie nie może odmówić.

Ponieważ zekranizowane wydarzenia i główny bohater filmu są powszechnie znane z podręczników i mediów, krótko o tym, co w Wałęsie warte jest uwagi. No więc montaż, to chyba przede wszystkim. Bardzo zgrabnie spajający materiały archiwalne i sceny filmowe, nienachalny i miękki. Niepowtarzający obrazów nowych i świetnie oddający klimat tamtych czasów. Potem ścieżka dźwiękowa, która okazała się bardzo udanym eksperymentem. Współczesne brzmienia, rapowane utwory i uniwersalne teksty wniosły do filmu sporo świeżości, a przede wszystkim oswoiły historię - rzecz ważna szczególnie dla młodszej grupy widzów. Taką rolę pełnił też subtelnie wpleciony w obraz poważnych wydarzeń komizm, w mniejszym stopniu sytuacyjny, nade wszystko - charakterologiczny i językowy; w obu przypadkach jego nośnikiem jest najczęściej główny bohater. O tym, jak bardzo odbiór tych humorystycznych scen uzależniony jest od wieku (nie mylić ze znajomością lub jej brakiem historii czy inteligencją), przekonałam się zresztą podczas seansu, mając okazję obserwować młodzież szkolną w towarzystwie nauczycielki. Jakkolwiek grzeczni i oglądający film z ciekawością, uczniowie chichrali się namiętnie z idiolektu bohatera i scen, które same w sobie byłyby może i zabawne, gdyby nie były umieszczone w poważnym, tragicznym wręcz kontekście. Zupełnie inaczej reagowała na film nauczycielka - wybuchająca głośnym śmiechem (jako jedyna w sali) w scenach opierających się na "PRL-owskich" aluzjach, elementach zrozumiałych chyba wyłącznie tylko dla osób, które doświadczyły tej rzeczywistości na własnej skórze. Arcyciekawe kontrasty.

Last but not least - Więckiewicz. Nie - aktorzy, Więckiewicz. Charyzmatyczny, przepyszny w każdym geście i słowie, lepszy chyba nawet od samego Wałęsy. Świetny zarówno w kameralnych scenach rodzinnych, jak i panoramicznych obrazach strajków i przemówień. Doskonale oddający skomplikowaną naturę swojego bohatera, jego indywidualizm, upór, wrażliwość społeczną, narodową, ale też pychę i impulsywność. Co najważniejsze, wpisujący się w założenie ukazania Lecha Wałęsy przede wszystkim jako człowieka, dopiero później - działacza, opozycjonisty, polityka. 

Może i jest w filmie Wajdy sporo historycznych kalek, może i Głowacki nie powiedział o Wałęsie niczego, czego byśmy nie wiedzieli, może i pominięto brud, który wielu bardzo chciało zobaczyć. Nie zmienia to jednak faktu, że  - nawet przy tak negatywnym nastawieniu jak u mnie, przed seansem - film ogląda się naprawdę dobrze, a reżyser dał znów polskiej kulturze ważną ilustrację czasów burzliwych przemian, które każdy, bez względu na wiek, (po)znać i (z)rozumieć po prostu powinien.

Czy polecam? Tak.


***

Za seans dziękuję Kinu Pod Baranami, a tych, którzy na krakowski Rynek mają niedaleko, razem z kinem serdecznie zapraszam na seans. Aktualny repertuar znajdziecie tutaj.




8 komentarzy:

  1. Nie wybieram się na ten film, nie interesuje mnie, nawet ze względu na aktorów: Więckiewicza i Grochowską, choć oboje lubię jako aktorów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez mam problem z tym filmem... Jakos tak nie do konca mnie ciagnie , ale czuje ze powinnam sie wybrac i prawdopodobnie tak zrobie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybieram się do kina w tym tygodniu. Chociażby po to, żeby nadgonić braki wiedzy historycznej. W szkole w kółko wałkujemy czasy od starożytności do ery nowożytnej, wciąż pomijając historię najnowszą. Debilizm, jak dla mnie, no ale tak to właśnie funkcjonuje...

    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam na filmie z klasą i uważam, że warto było. Seans momentami trochę się dłużył, ale całość wspominam dobrze. Również napisałam recenzje tego filmu, wiec gdybyś miała czas i ochotę...
    http://kinomaniak-dobrefilmy.blogspot.com/2013/10/waesa-czowiek-z-nadziei.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem bardzo miło zaskoczona najnowszym filmem Wajdy. Po ostatnich jego "dokonaniach" nie spodziewałam się niczego dobrego. Poszłam bo zasadniczo chadzam na nasze rodzime produkcje (wiadomo, że nie wszystkie. Niektóre omijam łukiem szerokim łukiem) kręci mnie historia i cenie bardzo aktorów grających w filmie. Poszłam bez większych nadziei spodziewając się raczej gniota formatu Syberiady polskiej (brr), czy tylko trochę lepszego Pokłosia (tak wygląda to na jakiś rodzaj masochizmu). A tu ach takie zaskoczenie! Ten film się świetnie ogląda, nie nudzi, są emocję jest świetna gra aktorska, klimat, dobre zdjęcia i rewelacyjna muzyka (szczególnie bliska memu sercu). Kadry z grudnia 70 roku w towarzystwie AYA RL- ciary na plecach! Uff. Wiadomo, że można by się do wielu rzeczy w filmie doczepić, ale ja nie zamierzam. Nie uwierzyłam zupełnie w wątek "miłosny" państwa Wałęsów. Nie wierzę w ani jeden namiętny pocałunek i głask. Jakoś tego nie kupuje. Jednocześnie tak nie przeczę miło się na duet Więckiewicz/Grochowska patrzyło:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A i brawa dla Głowackiego. Dzięki niemu film nie był nadmuchany, pompatyczny a postać Wałęsy nadmuchana:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja od początku należałam do tych, co filmem się bardzo jarali. Koniec końców, jeszcze się na niego nie wybrałam, czego cholernie żałuję, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie się to zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przed seansem byłam równie neutralnie nastawiona jak Ty. Ale się miło zaskoczyłam. Fakt, film jest wyidealizowany, w jak mocny sposób, nie jestem w stanie określić. Jednak zrobił na mnie przeogromne wrażenie, dodatkowo, soundtrack był idealnie dobrany, jak dla mnie - genialne. Byłam na nim w kinie i pod koniec cała sala stanęła (uczniowie gimnazjum) i złożyła ręce w znak "pokoju" oraz podsumowała to ogromnymi brawami.
    Co do "rapowanych utworów" - mały błąd, były to utwory z gatunku punk. ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.