Kiedy tata i brat włączali w telewizji Formułę 1, wychodziłam z pokoju. Co może być ciekawego w oglądaniu ścigających się wariatów, których nie widać ani z twarzy (emocje), ani nawet z bolidu (identyfikacja)? I takie to głośne... Już skoki były lepsze, przynajmniej jak skakali nasi. A jednak dałam się namówić na film. Kosztowało mnie to sporo - była 3:30, po całonocnej zabawie i to na prochach (antybiotyk w sensie). Czy było warto? Jak na film, który o tej godzinie zamiast uśpić, wybudza - zdaje się, że tak.
Nic właściwie nie zapowiadało sukcesu. U mnie - ta godzina (whoaaa...), ten stan (moja głowa...), to nastawienie (Formuła 1? serio?), i u niego też - Niki Lauda, historyczna dla F1 postać, okazał się czarnym koniem wyścigów, podczas których triumfować miał będący wówczas na topie James Hunt. Postaci doskonale znane fanom tego ryzykownego sportu, dla mnie - laika - zupełnie nowe, a przez to ciekawe i świeże. Przede wszystkim zaś - wzbudzające emocje. To największa zasługa Rona Howarda - dał mi coś, czego nigdy nie mogła dać mi żadna transmisja: pokazał to, co dzieje się poza torem, co myślą i mówią bohaterowie wyścigu, potwierdził, że chodzi im po głowie to samo, co zwykłemu śmiertelnikowi, przekonał, że się boją, że wiedzą, co ryzykują i wyjaśnił, dlaczego to robią. Pewnie mówią to też autobiografie i setki wywiadów, których Hunt i Lauda udzielili w czasie trwania swoich karier, ale film daje coś jeszcze - akcję.
A jest jej w obfitości. Dzięki fabularnemu wprowadzeniu i równoległym prezentowaniu motywacji bohaterów, całe te wyścigi nagle nabierają sensu. Znaczy nadal są idiotycznym narażaniem własnego życia przez żądnych wrażeń chłopców, i to za niewarte tego pieniądze (żadne nie są tego warte, dla jasności), ale przynajmniej wiadomo, że to nie jest takie czarno-białe. Sceny akcji są świetnie zmontowane, podkręcają maksymalnie tempo i trzymają w napięciu. Okraszone fantastyczną muzyką Zimmera (czy on kiedyś popełnił coś niefantastycznego?) nie dają szans na oderwanie myśli od pojedynku. O 5 nad ranem ma to, wierzcie, duże znaczenie.
Duet Hemsworth-Brühl to kolejny atut filmu Howarda. Doskonale prezentujący się wizualnie (charakteryzacja charakteryzacją, ale fizyczne podobieństwo to było coś) aktorzy stworzyli przekonujących, wpływowych emocjonalnie bohaterów, którym kibicuje się na zmianę, mimo że obaj mają wystarczająco dużo wad, by czuć do nich niechęć. Dobre wrażenie dopełnia płeć piękna - zniewalająca Olivia Wilde (kocham ją) i Alexandra Maria Lara, mile kojarzona ze świetnym, ubiegłorocznym Imagine.
Czy polecam? Tak. Panowie będą zachwyceni, a panie... może też?
Co może być ciekawego? Ja wiem, wszystko :) Pierwszy akapit trochę rani moje uczucia jako kibica, ale jakoś z tym muszę żyć. :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałem i jest to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie seansów na początek 2014. Obraz Howarda nęci mnie na dwa fronty. Jako widowisko filmowe, które zbiera praktycznie same pozytywne oceny, oraz jako historia kierowców, którzy ściganie mają we krwi.
pozdrawiam
Nie widziałem jeszcze, ale po Twojej recenzji dodaję do listy oczekujących ;) Dzięki!
OdpowiedzUsuńOstatnio wybrałem się do kina na ten film i mimo, że historia gdzieniegdzie jest mocno naciągnięta film jest naprawdę rewelacyjny.
OdpowiedzUsuńhej, film jest naprawdę dobry i w 100% godny polecenia. Rywalizacja pomiędzy dwoma bohaterami jest ukazana w bardzo ciekawy i rzadko spotykany sposób. Nie ma podział na dobrego któremu wszyscy kibicują i na złego któremu każdy życzy jak najgorzej. Przyznam że długo szukałem na internecie gdzie mogę go obejrzeć w rozsądnej jakości(nie kinówka), ale po całym wieczorze poszukiwań okazało się, że najciemniej jest pod latarnią- REKLAMA USUNIĘTA.
OdpowiedzUsuń